5 sierpnia
Kilka minut po drugiej w nocy, skończyłyśmy oglądać trzecie z rzędu połączenie dramatu z komedią romantyczną. Emily podniosła się z kanapy i spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
-Emily, co jest? Sprawdzasz ten telefon od godziny. - zapytałam.
-Charlie miał się odezwać jak wróci z imprezy od jakiegoś gościa. Martwię się, to coś złego? - spuściła głowę.
-Martwisz się, czy jesteś super zazdrosna? Bo to jest różnica. - zaśmiałam się. -Nie masz się czym przejmować, jesteś jego oczkiem w głowie. - odparłam.
-Łatwo Ci mówić, twoim chłopakiem nie jest kapitan szkolnej drużyny. - przewróciła oczami i zaczęła obracać w palcach komórkę.
-To może do niego zadzwoń? - podsunęłam pomysł.
-Zgłupiałaś? Pomyśli, że go kontroluję. - podeszła do stołu i wskazała na pusty karton po soku.
***
-Ciszej, obudzisz wszystkich. - szepnęłam do Emily, która potknęła się o własne nogi.
-Może nie obudziłabym wszystkich gdybyś zaświeciła światło. Te schody po ciemku wydają się dwa razy dłuższe. - narzekała.
-Już jesteśmy. - odparłam i włączyłam jedną z kuchennych lampek.
Wyjęłam z szafki dwie szklanki i butelkę wody, w czasie kiedy moja towarzyszka zasiadła na wysokim krześle.
-Martwię się o Annie. - powiedziałam nalewając nam wody.
Emily milczała.
-Nie obchodzi Cię co się z nią dzieje? - naciskałam.
-Nie rozumiesz, że ona nie chce naszej pomocy? Miała tyle okazji, żeby przeprowadzić się do James'a. Najwyraźniej odpowiada jej pijaństwo ojca.
-Emily, nie mów tak. - spojrzałam na przyjaciółkę.
-Ale taka jest prawda. Ona wcale nie jest od niego lepsza. Na pewno teraz gdzieś nieźle melanżuje, kiedy my się o nią zamartwiamy. Znając życie jutro do nas przyjdzie z podkulonym ogonem i prośbą o przenocowanie. - mówiła.
-No tak, ale pamiętaj, że ona jest naszą przyjaciółką. Nie wiem jak ty, ale ja nie odpuszczę tak łatwo. - odpowiedziałam.
-A co wy tu robicie? - zza rogu wyłoniła się Mary poprawiając swój szlafrok.
-Eeeee, picie się nam skończyło. - odpowiedziała wymijająco Emily.
-No dobrze, ale nie siedźcie za długo. - nakazała, i udała się ciemnym korytarzem do sypialni.
-Dobranoc pani Weston. - odparła Emily.
***
Z krainy Morfeusza wyrwała mnie Emily, mocnym ciosem poduszką.
-Wstawaj, już dziewiąta. - powiedziała.
Przewróciłam się na bok i lekko uchyliłam powieki.Moja towarzyszka siedziała po turecku tuż obok mnie, zawzięcie pisząc sms'a.
Niezdarnie podrapałam się po głowie i podniosłam z łóżka.
-Wyglądasz jak...
-Nie kończ, proszę. - rzuciłam w drodze do łazienki.
Nocny seans filmowy z Emily nie był strzałem w dziesiątkę, stwierdziłam mocząc twarz zimną wodą. Po kilku minutach wyszłam jak nowo narodzona.
-Już mi lepiej. - bąknęłam podchodząc do kanapy.
-Mi też. Charlie napisał, że impreza była tak bardzo denna, że przed północą spał już jak małe dziecko i dlatego nie odpisywał. - mówiła na jednym tchu.
-Mam straszną ochotę powiedzieć: "A nie mówiłam". - puściłam jej oczko. - Idziemy coś zjeść? - zapytałam na co ona jednocześnie pomachała głową.
***
Zbliżając się do kuchni, słyszałam coraz wyraźniejsze głosy reszty domowników. Mary nakładała Skye i Lily tosty, Ben rozmawiał przez telefon a Amy była zajęta zmywaniem.
-Chodźcie dziewczyny, za chwilę wszystko będzie zimne. - powiedziała moja zastępcza matka.
Usiadłyśmy przy drewnianym stole, w czasie kiedy Skye i Lily kłóciły się, od której tost jest ładniejszy.
-Tu jest mleko, płatki, tosty, jajka i sok, częstujcie się. Ja muszę już lecieć, do pracy bo mam przynajmniej półgodzinne spóźnienie. - mówiła.
-Dobrze, poradzimy sobie. - zapewniłam.
-Skye i Lily ,jak ładnie zjecie Amy zabierze was na spacer. - pocałowała je w czoło, zabrała torbę i wyszła.
-Już odzwyczaiłam się jakie tu zawsze rano zamieszanie. - zaśmiała się Emily, upijając łyk soku.
---
Witam wszystkich po troszeczkę dłuższej niż zwykle przerwie. Rozdział pisany w wolnych chwilach. Za wszystkie błędy przepraszam, ale nie mam siły już tego po raz kolejny sprawdzać ;c
Mam dla Was kilka informacji, rozdziały będą pojawiały rzadziej, przewiduję maksymalnie trzy na miesiąc, no chyba, że mnie wena zaskoczy.
Co do problemu z obserwowanymi, jakiś czas temu zmienił się adres url bloga. I najprawdopodobniej to jest przyczyną. Wystarczy drugi raz dodać do obserwowanych, i powinno być po problemie :)
No i ostatnie. Popularność bloga maleje z rozdziału na rozdział. Nie wiem, czy przestało się Wam podobać opowiadanie, czy jest to problem rozpoczęcia się szkoły. Bardzo mnie to martwi, nawet przez myśl przeszło mi zawieszenie bloga, ale obiecałam sobie, że go dokończę. Więc proszę wszystkich, którzy czytają to opowiadanie o dodanie do obserwowanych (wiem, że nie ma tej funkcji na moim blogu, ale możecie to zrobić u siebie), informowanie wszystkich o każdym nowym rozdziale jest dla mnie strasznie żenujące, czuje się wtedy jak jakiś zwykły spamownik, który prosi o komentarze.
Życzę wszystkim udanego wieczorku ;)
Do następnego .
21 września 2013
7 września 2013
14. Tylko życie poświęcone innym jest warte przeżycia.
4 sierpnia
Obudziłam się kilka minut po jedenastej. Jak miło po upływie trzech tygodni spać we własnym łóżku. Zeszłam po schodach prowadzących na parter, minęłam biegnące Skye i Lily. Weszłam do kuchni, Mary stała przed otwartą lodówką i przeglądała jej zawartość, Ben zaś siedział na kuchennym krześle i zapisywał dyktowane przez Mary produkty.
-Fajne ciuszki. - odwrócił się w moją stronę. Miałam na sobie spodenki w kratkę i fioletową koszulkę - moją piżamę.
-Fajna koszulka - skwitowałam zerkając na jego żółtą koszulę, w kolorowe wzorki. Przyzwyczajona byłam do eleganckiej wersji Bena, nie rozstawał się z koszulami, garniturami i krawatami.
-Mam dzisiaj wolne. - odparł.
-Ben, jeszcze sałata. - powiedziała Mary zamykając lodówkę.
Usiadłam obok mojego zastępczego ojca i nalałam sobie do kubka gorącej kawy. Zerknęłam na listę zakupów.
-Jane, widzę, że bardzo Cię to interesuje więc pojedziesz ze mną do sklepu. - Mary oparła się o kuchenny blat.
-Co, ja nie. Weź Ben'a, ma wolne - powiedziałam.
-Ja się zajmuję dziewczynkami, więc jedziesz z Mary. - poklepał mnie po ramieniu i zszedł z krzesła.
-Ty, zajmujesz się Lily i Skye? Nie rozśmieszaj mnie. A co tak właściwie robicie?
-Bawimy się w chowanego. - odpowiedział.
-Aha, a wiesz o tym, że musisz ich szukać? - zaśmiałam się.
-No wiem. - przewrócił oczami. - Właśnie idę to robić. - dokończył.
-Jane zbieraj się, za chwilę jedziemy.
-Dobrze. A właśnie, mogą do mnie dzisiaj przyjść dziewczyny? - zapytałam. - Na noc.
-Emily i Annie? - odrzekła.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Jasne, niech wpadają. - powiedziała w drodze do salonu.
***
Stałam w kolejce do kasy z dosłownie pełnym wózkiem. Mary zniknęła za wysokimi regałami w poszukiwaniu ulubionych czekoladek Skye. Przede mną stały jeszcze trzy osoby. Mężczyzna w średnim wieku, który właśnie wyciągał z kieszeni spodni banknot dziesięciodolarowy. Starsza kobieta z koszykiem i brunet, podejrzewam, że w moim wieku. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na zawartość mojego koszyka.
-Duże zakupy? - zaśmiał się.
-Duża rodzina. - odparłam.
-No ale przynajmniej zdrowo się odżywiacie. - jego uwagę przykuły liczne owoce i warzywa.
-Większość to dla mojej przyjaciółki, no wiesz czirliderka, ma swoje zasady.. - przewróciłam oczami na co on parsknął śmiechem.
-Niech zgadnę, wegetarianka? - dopytywał.
-Tak - odpowiedziałam.
-Skąd ja to znam... Moja siostra też jest czirliderką, byle czego nie zje. - powiedział. - A tak w ogóle, to jestem Tom. - dokończył.
-Jane, miło mi. - powiedziałam kiedy obok mnie zjawiła się Mary z pudełkiem czekoladek.
-O Tom, to ty. Dzień dobry. - przywitała chłopaka.
-Dzień dobry pani Weston. - odpowiedział.
-Jane, to syn mojego szefa, Tom Johnson. - wskazała na chłopaka.
-Taak, już się poznaliśmy. - odparłam.
***
-Jesteśmy! - zawołała Mary zamykając za nami drzwi wejściowe.
-Długo wam zeszło. - z salonu wyłonił się Ben.
-Była kolejka, Jane spotkała Tom'a - mówiła Mary.
-Toma? Johnsona? Daj mi to kochanie, pewnie ciężkie. - Ben zabrał zakupy całując swoją żonę w policzek.
-No tak, a moich już nie weźmiesz. - odparłam i odłożyłam na blat zgrzewkę wody i żółtą, materiałową reklamówkę.
Po schowaniu wszystkich zakupów, poszłam do siebie. Napisałam smsa do Annie i Emily.
Obudziłam się kilka minut po jedenastej. Jak miło po upływie trzech tygodni spać we własnym łóżku. Zeszłam po schodach prowadzących na parter, minęłam biegnące Skye i Lily. Weszłam do kuchni, Mary stała przed otwartą lodówką i przeglądała jej zawartość, Ben zaś siedział na kuchennym krześle i zapisywał dyktowane przez Mary produkty.
-Fajne ciuszki. - odwrócił się w moją stronę. Miałam na sobie spodenki w kratkę i fioletową koszulkę - moją piżamę.
-Fajna koszulka - skwitowałam zerkając na jego żółtą koszulę, w kolorowe wzorki. Przyzwyczajona byłam do eleganckiej wersji Bena, nie rozstawał się z koszulami, garniturami i krawatami.
-Mam dzisiaj wolne. - odparł.
-Ben, jeszcze sałata. - powiedziała Mary zamykając lodówkę.
Usiadłam obok mojego zastępczego ojca i nalałam sobie do kubka gorącej kawy. Zerknęłam na listę zakupów.
-Jane, widzę, że bardzo Cię to interesuje więc pojedziesz ze mną do sklepu. - Mary oparła się o kuchenny blat.
-Co, ja nie. Weź Ben'a, ma wolne - powiedziałam.
-Ja się zajmuję dziewczynkami, więc jedziesz z Mary. - poklepał mnie po ramieniu i zszedł z krzesła.
-Ty, zajmujesz się Lily i Skye? Nie rozśmieszaj mnie. A co tak właściwie robicie?
-Bawimy się w chowanego. - odpowiedział.
-Aha, a wiesz o tym, że musisz ich szukać? - zaśmiałam się.
-No wiem. - przewrócił oczami. - Właśnie idę to robić. - dokończył.
-Jane zbieraj się, za chwilę jedziemy.
-Dobrze. A właśnie, mogą do mnie dzisiaj przyjść dziewczyny? - zapytałam. - Na noc.
-Emily i Annie? - odrzekła.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Jasne, niech wpadają. - powiedziała w drodze do salonu.
***
Stałam w kolejce do kasy z dosłownie pełnym wózkiem. Mary zniknęła za wysokimi regałami w poszukiwaniu ulubionych czekoladek Skye. Przede mną stały jeszcze trzy osoby. Mężczyzna w średnim wieku, który właśnie wyciągał z kieszeni spodni banknot dziesięciodolarowy. Starsza kobieta z koszykiem i brunet, podejrzewam, że w moim wieku. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na zawartość mojego koszyka.
-Duże zakupy? - zaśmiał się.
-Duża rodzina. - odparłam.
-No ale przynajmniej zdrowo się odżywiacie. - jego uwagę przykuły liczne owoce i warzywa.
-Większość to dla mojej przyjaciółki, no wiesz czirliderka, ma swoje zasady.. - przewróciłam oczami na co on parsknął śmiechem.
-Niech zgadnę, wegetarianka? - dopytywał.
-Tak - odpowiedziałam.
-Skąd ja to znam... Moja siostra też jest czirliderką, byle czego nie zje. - powiedział. - A tak w ogóle, to jestem Tom. - dokończył.
-Jane, miło mi. - powiedziałam kiedy obok mnie zjawiła się Mary z pudełkiem czekoladek.
-O Tom, to ty. Dzień dobry. - przywitała chłopaka.
-Dzień dobry pani Weston. - odpowiedział.
-Jane, to syn mojego szefa, Tom Johnson. - wskazała na chłopaka.
-Taak, już się poznaliśmy. - odparłam.
***
-Jesteśmy! - zawołała Mary zamykając za nami drzwi wejściowe.
-Długo wam zeszło. - z salonu wyłonił się Ben.
-Była kolejka, Jane spotkała Tom'a - mówiła Mary.
-Toma? Johnsona? Daj mi to kochanie, pewnie ciężkie. - Ben zabrał zakupy całując swoją żonę w policzek.
-No tak, a moich już nie weźmiesz. - odparłam i odłożyłam na blat zgrzewkę wody i żółtą, materiałową reklamówkę.
Po schowaniu wszystkich zakupów, poszłam do siebie. Napisałam smsa do Annie i Emily.
"Nocka u mnie, bądź o osiemnastej. J."
Zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy. Nie zajęło mi to dużo czasu, trzy czwarte ubrań poszło do prania a resztę czystych ułożyłam w szafie. Kosmetyki zaniosłam do łazienki. Wyjęłam pamiętnik i schowałam go za łóżko, różne inne papiery, nutki i teksty piosenek włożyłam do szuflady biurka. Zaniosłam opróżnioną walizkę na strych, przy okazji znajdując moją pierwszą gitarę, którą dostałam od rodziców na gwiazdkę. Bez najmniejszego zastanowienia zabrałam instrument i postawiłam w koncie mojego pokoju obok reszty gitar.
***
Siedziałam owinięta w brązowy koc na wiklinowym fotelu. Po raz kolejny czytałam "Pamiętnik" Nicholasa Sparks'a. Nie byłam fanką romansów. Rozśmieszały mnie, było totalną przeciwnością prawdziwego życia. Zawsze szczęśliwe zakończenia, żeby to tylko działało w praktyce... Ale ta historia wyjątkowo mnie urzekała. Była taka prawdziwa, dwoje zakochanych spotyka się po latach i uświadamiają sobie, że uczucie, które ich połączyło dalej w nich istnieje. Ukradkiem zerknęłam na wzburzone morze, zebrał się porywisty wiatr, który obudził je z głębokiego snu. Z tarasu miałam na to wszystko bardzo dobry widok.
- Tu jesteś! - usłyszałam za sobą wesoły głos Emily.
Energicznie zerwałam się z fotela i mocno przytuliłam przyjaciółkę, na co ona odpowiedziała równie mocnym uściskiem.
-Tęskniłam Jane. - mówiła.
-Ja bardziej. - zapewniłam.
-Opowiadaj jak po obozie? - usiadłyśmy naprzeciw siebie.
-No dobrze, ale szkoda, że już się skończył.
-Poznałaś kogoś?
-Można tak powiedzieć. - mówiłam.
-Opowiadaj. - Emily wyprostowała się i patrzyła mi prosto w oczy.
-Co chcesz wiedzieć?
-Jak nazywa, jaki jest, jak wygląda. Wszystko. - moja przyjaciółka wydawała się strasznie podekscytowana.
-Wiesz, może zaczniemy od tego, że go... jakby to powiedzieć... Skończyłam to zanim na dobre się zaczęło.
-No Jane! Powtórka z rozrywki. Już kiedyś to słyszałam, ale z tobą i Nick'iem w roli głównej. - w głosie Emily było słychać rozczarowanie.
-Musimy o tym rozmawiać? Może, lepiej opowiedz mi co u was słychać. Wydaje mi się, że będę miała sporo zaległości.
-Na początek dobre, czy złe wieści?
-Dobre. - odpowiedziałam.
-Dwa dni temu miałam rocznice z Charlie'em, już pięć miesięcy. - mówiła a jej humor od razu się poprawił.
-O to świetnie. Cieszę się, że chociaż wam się układa.
-Gotowa na te złe? - Emily spoważniała.
Pokiwałam głową.
-Będziemy mieli od września w szkole nową koleżankę, Melanie. Jest tu kilka tygodni a już zaczęła dobierać się do Nick'a. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć. Zrób coś z tym, najlepiej jakbyś szczerze z nim pogadała. - powiedziała jednym tchem.
-Żartujesz?! Co to za jedna? - zapytałam z oburzeniem.
-Jakaś nowa laska, jest dopiero kilka tygodni w mieście. Nawet nie pamiętam nazwiska. - zaśmiała się. - Nie masz czego się bać, tylko załatw pewne sprawy z Nick'iem.
-Co mam z nim załatwiać? - zapytałam z oburzeniem.
Razem z Nick'iem i Emily przyjaźniliśmy się od ponad dziesięciu lat. Zaczęło się od tego, że nasi rodzice się znali, często się spotykaliśmy co przełożyło się na to, że zawsze chodziliśmy do jednej szkoły czy klasy. Wszystko zaczęło komplikować się sześć lat temu, po śmierci mojego ojca. Nick nie wiedział jak mi pomóc, bo przecież co może zdziałać dwunastolatek? Jedynie pogorszyć sprawę. Razem z mamą jakoś się pozbierałyśmy, musiałyśmy dla malutkiej Skye. Później ta cała sprawa z rodziną Nick'a. Romans jego ojca z inna kobietą, rozwód. Miał wtedy czternaście lat, kompletnie się załamał. Nie miał wtedy rodzeństwa, z którym mógłby przejść przez ten ciężki okres. Razem z Emily pomagałyśmy mu w tych ciężkich chwilach, spotykaliśmy się nad rzeką prawie każdego popołudnia i spędzaliśmy tam dobre kilka godzin. Każdy mógł spokojnie się wyżalić, bez oceniania i niepotrzebnych pytań. Nastało kilka lat spokoju, zacieśniliśmy więź pomiędzy nami, i zaprzyjaźniliśmy się z trzema kolejnymi osobami - Charlie'em, Mike'em i Annie, która przeprowadziła się do Los Angeles gdy miała piętnaście lat. Nic nie trwa wiecznie, kolejnym ciosem była choroba mojej matki i śmierć. Depresja, która dopadła mnie kilka dni potem. Byłam zła, nie mogłam zrozumieć tego dlaczego Bóg odebrał życie, dwóm moim autorytetom, moim rodzicom, moim strażnikom. Gdyby nie wsparcie mojej ukochanej piątki nie wyszłabym z tego cało. Ale oni też nie mieli się łatwo, Nick po rozwodzie jego rodziców, został w L.A z matką, nie było im łatwo wyżyć w tym mieście z małej pensji fotografa, bywały lepsze i gorsze miesiące. Mike stracił swojego dopiero co narodzonego brata, i Annie... No tak, została jeszcze historia Annie. Znam ją dopiero dwa lata, a wydaje mi się jakby całe życie. Jej ojciec nadużywa alkoholu, kiedy jest pod wpływem robi Annie i jej matce straszne awantury, zdarza się nawet, że podniesie na nie rękę. Nie raz widywałam Annie z ogromnymi siniaki na twarzy czy plecach. Jej brat miał tego dość i od razu po skończeniu osiemnastu lat wyprowadził się z rodzinnego domu, o ile można nazwać go rodzinnym. Nie raz proponował Annie żeby się do niego przeprowadziła, odpowiadała, że nie chce zostawić matki. Nie można nazwać Annie grzeczną dziewczynką, nie raz widziałam ją z fajką czy butelką wódki w ręce. Prywatną szkołę funduje jej brat James, który jest na drugim roku studiów architektury, mieszka razem ze swoją narzeczoną Susan, oboje pracują aby mieć się z czego utrzymać. Zostaje jeszcze Emily i Charlie, ich życie w porównaniu do mojego, czy Annie jest wyjątkowo spokojne. Oboje pochodzą z zamożnych rodzin, ale nie są zepsuci, wręcz przeciwnie. Nie raz po kryjomu nocowałam u Emily kiedy miałam te gorsze chwile, Annie robi to nadal. Charlie natomiast jest chyba najbardziej ułożony z naszej szóstki, choć czasem zdarzają mu się różne wybryki, jak nam wszystkim. Wracając do tematu Nick'a, jakoś trzy miesiące po śmierci mojej matki ubzdurał sobie, że jest we mnie zakochany. No tak, jakby nie mógł znaleźć sobie lepszego momentu? Od chwili kiedy mu odmówiłam nasz kontakt praktycznie się urwał. Owszem. widujemy się w szkole, na meczach itp. ale nie jest już tak jak kiedyś. Nick, bardzo się zmienił wydoroślał. Teraz jest już dużo lepiej, szkoda, że tylko jeśli chodzi o kwestie finansowe. Wydaje mi się, że straciłam swojego najlepszego przyjaciela już na zawsze.
-No sprawy pomiędzy wami. Już zapomniałaś? - zapytała Emily robiąc przy tym dziwną minę.
-Nie mam zamiaru mu się narzucać, to on mnie zostawił a nie ja go. - odparłam.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Szybko chwyciłam go do ręki. Na wyświetlaczu widniało imię - "Annie".
-O której będziesz? - zaczęłam bez przywitania.
-Jane przepraszam Cię bardzo, ale nie mogę przyjść. - Annie płakała.
-Ann, co się stało? - byłam lekko zdenerwowana. - Zaraz po Ciebie przyjdziemy.
-Nie, nie. Wszystko wam kiedyś wyjaśnię. - mówiła, usłyszałam krzyk jej matki. - Muszę kończyć. - urwała.
Odłożyłam telefon na stolik. Emily patrzyła na mnie jak wryta.
-Co się stało? - zapytała a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie wiem. - odparłam spuszczając głowę.
---
Mam nadzieję, że rozdział będzie się Wam podobał :)
Pracowałam nad nim ponad tydzień .
Czytasz=Komentujesz.
- Tu jesteś! - usłyszałam za sobą wesoły głos Emily.
Energicznie zerwałam się z fotela i mocno przytuliłam przyjaciółkę, na co ona odpowiedziała równie mocnym uściskiem.
-Tęskniłam Jane. - mówiła.
-Ja bardziej. - zapewniłam.
-Opowiadaj jak po obozie? - usiadłyśmy naprzeciw siebie.
-No dobrze, ale szkoda, że już się skończył.
-Poznałaś kogoś?
-Można tak powiedzieć. - mówiłam.
-Opowiadaj. - Emily wyprostowała się i patrzyła mi prosto w oczy.
-Co chcesz wiedzieć?
-Jak nazywa, jaki jest, jak wygląda. Wszystko. - moja przyjaciółka wydawała się strasznie podekscytowana.
-Wiesz, może zaczniemy od tego, że go... jakby to powiedzieć... Skończyłam to zanim na dobre się zaczęło.
-No Jane! Powtórka z rozrywki. Już kiedyś to słyszałam, ale z tobą i Nick'iem w roli głównej. - w głosie Emily było słychać rozczarowanie.
-Musimy o tym rozmawiać? Może, lepiej opowiedz mi co u was słychać. Wydaje mi się, że będę miała sporo zaległości.
-Na początek dobre, czy złe wieści?
-Dobre. - odpowiedziałam.
-Dwa dni temu miałam rocznice z Charlie'em, już pięć miesięcy. - mówiła a jej humor od razu się poprawił.
-O to świetnie. Cieszę się, że chociaż wam się układa.
-Gotowa na te złe? - Emily spoważniała.
Pokiwałam głową.
-Będziemy mieli od września w szkole nową koleżankę, Melanie. Jest tu kilka tygodni a już zaczęła dobierać się do Nick'a. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć. Zrób coś z tym, najlepiej jakbyś szczerze z nim pogadała. - powiedziała jednym tchem.
-Żartujesz?! Co to za jedna? - zapytałam z oburzeniem.
-Jakaś nowa laska, jest dopiero kilka tygodni w mieście. Nawet nie pamiętam nazwiska. - zaśmiała się. - Nie masz czego się bać, tylko załatw pewne sprawy z Nick'iem.
-Co mam z nim załatwiać? - zapytałam z oburzeniem.
Razem z Nick'iem i Emily przyjaźniliśmy się od ponad dziesięciu lat. Zaczęło się od tego, że nasi rodzice się znali, często się spotykaliśmy co przełożyło się na to, że zawsze chodziliśmy do jednej szkoły czy klasy. Wszystko zaczęło komplikować się sześć lat temu, po śmierci mojego ojca. Nick nie wiedział jak mi pomóc, bo przecież co może zdziałać dwunastolatek? Jedynie pogorszyć sprawę. Razem z mamą jakoś się pozbierałyśmy, musiałyśmy dla malutkiej Skye. Później ta cała sprawa z rodziną Nick'a. Romans jego ojca z inna kobietą, rozwód. Miał wtedy czternaście lat, kompletnie się załamał. Nie miał wtedy rodzeństwa, z którym mógłby przejść przez ten ciężki okres. Razem z Emily pomagałyśmy mu w tych ciężkich chwilach, spotykaliśmy się nad rzeką prawie każdego popołudnia i spędzaliśmy tam dobre kilka godzin. Każdy mógł spokojnie się wyżalić, bez oceniania i niepotrzebnych pytań. Nastało kilka lat spokoju, zacieśniliśmy więź pomiędzy nami, i zaprzyjaźniliśmy się z trzema kolejnymi osobami - Charlie'em, Mike'em i Annie, która przeprowadziła się do Los Angeles gdy miała piętnaście lat. Nic nie trwa wiecznie, kolejnym ciosem była choroba mojej matki i śmierć. Depresja, która dopadła mnie kilka dni potem. Byłam zła, nie mogłam zrozumieć tego dlaczego Bóg odebrał życie, dwóm moim autorytetom, moim rodzicom, moim strażnikom. Gdyby nie wsparcie mojej ukochanej piątki nie wyszłabym z tego cało. Ale oni też nie mieli się łatwo, Nick po rozwodzie jego rodziców, został w L.A z matką, nie było im łatwo wyżyć w tym mieście z małej pensji fotografa, bywały lepsze i gorsze miesiące. Mike stracił swojego dopiero co narodzonego brata, i Annie... No tak, została jeszcze historia Annie. Znam ją dopiero dwa lata, a wydaje mi się jakby całe życie. Jej ojciec nadużywa alkoholu, kiedy jest pod wpływem robi Annie i jej matce straszne awantury, zdarza się nawet, że podniesie na nie rękę. Nie raz widywałam Annie z ogromnymi siniaki na twarzy czy plecach. Jej brat miał tego dość i od razu po skończeniu osiemnastu lat wyprowadził się z rodzinnego domu, o ile można nazwać go rodzinnym. Nie raz proponował Annie żeby się do niego przeprowadziła, odpowiadała, że nie chce zostawić matki. Nie można nazwać Annie grzeczną dziewczynką, nie raz widziałam ją z fajką czy butelką wódki w ręce. Prywatną szkołę funduje jej brat James, który jest na drugim roku studiów architektury, mieszka razem ze swoją narzeczoną Susan, oboje pracują aby mieć się z czego utrzymać. Zostaje jeszcze Emily i Charlie, ich życie w porównaniu do mojego, czy Annie jest wyjątkowo spokojne. Oboje pochodzą z zamożnych rodzin, ale nie są zepsuci, wręcz przeciwnie. Nie raz po kryjomu nocowałam u Emily kiedy miałam te gorsze chwile, Annie robi to nadal. Charlie natomiast jest chyba najbardziej ułożony z naszej szóstki, choć czasem zdarzają mu się różne wybryki, jak nam wszystkim. Wracając do tematu Nick'a, jakoś trzy miesiące po śmierci mojej matki ubzdurał sobie, że jest we mnie zakochany. No tak, jakby nie mógł znaleźć sobie lepszego momentu? Od chwili kiedy mu odmówiłam nasz kontakt praktycznie się urwał. Owszem. widujemy się w szkole, na meczach itp. ale nie jest już tak jak kiedyś. Nick, bardzo się zmienił wydoroślał. Teraz jest już dużo lepiej, szkoda, że tylko jeśli chodzi o kwestie finansowe. Wydaje mi się, że straciłam swojego najlepszego przyjaciela już na zawsze.
-No sprawy pomiędzy wami. Już zapomniałaś? - zapytała Emily robiąc przy tym dziwną minę.
-Nie mam zamiaru mu się narzucać, to on mnie zostawił a nie ja go. - odparłam.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Szybko chwyciłam go do ręki. Na wyświetlaczu widniało imię - "Annie".
-O której będziesz? - zaczęłam bez przywitania.
-Jane przepraszam Cię bardzo, ale nie mogę przyjść. - Annie płakała.
-Ann, co się stało? - byłam lekko zdenerwowana. - Zaraz po Ciebie przyjdziemy.
-Nie, nie. Wszystko wam kiedyś wyjaśnię. - mówiła, usłyszałam krzyk jej matki. - Muszę kończyć. - urwała.
Odłożyłam telefon na stolik. Emily patrzyła na mnie jak wryta.
-Co się stało? - zapytała a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie wiem. - odparłam spuszczając głowę.
---
Mam nadzieję, że rozdział będzie się Wam podobał :)
Pracowałam nad nim ponad tydzień .
Czytasz=Komentujesz.
30 sierpnia 2013
13. Oferowanie przyjaźni komuś kto oczekuje miłości, jest jak proponowanie chleba komuś kto umiera z pragnienia.
3 sierpnia
Obudził mnie przeraźliwie głośny dźwięk budzika. Twierdząc, że jestem wyspana, nieźle bym skłamała. Położyłam się dokładnie cztery godziny temu, a już muszę wstawać. Wczoraj nieźle przesadziliśmy. Ale przecież kto nie lubi siedzenia przy palącym się ognisku w miłym towarzystwie. Impreza skończyła się bladym świtem, ale była naprawdę udana. Jedyne co mnie dręczy to ta cała sprawa z Nate'em. Nie chce go ranić, ale czy to moja wina, że nic do niego nie czuję? Sama jestem sobie winna, po co szłam z nim na tą cholerną plażę i spacer...
Zeskoczyłam z łóżka i wzięłam z fotela zestaw ubrań przygotowany na dzisiejszy dzień. Dżinsowe spodenki, biały T-shirt, i kraciastą koszulę. Po kilku minutach wyszłam odświeżona i ubrana z łazienki. Spakowałam jeszcze kilka drobiazgów i zaścieliłam łóżko. Przed wyjściem założyłam kolczyki (wkrętki) ćwieki i długi łańcuszek z krzyżykiem. Zarzuciłam na ramię brązową torbę na długim pasku, a na plecy czarny pokrowiec z gitarą. Po raz ostatni rozejrzałam się po pokoju czy aby na pewno wszystko wzięłam. Ścisnęłam w dłoni rączkę z walizki i ruszyłam hotelowym korytarzem.
***
Siedziałem na ławce przed ośrodkiem, czekając na moją ukochaną. No tak, Nate Tomilson po raz pierwszy naprawdę się zakochał. Chciałem jej powiedzieć ile dla mnie znaczy, że wierzę w to, że się nam uda.. że ją kocham. Zamiast Jane, ujrzałem tłum obozowiczów biegnących do niebieskiego autobusu. Po chwili pojawiła się, razem z Miley szły jako ostatnie wyraźnie zajęte rozmową. Ciekawe o czym rozmawiały, może o mnie?.
-O Nate, już jesteś. - rzekła lekko się uśmiechając.
-Chcę Ci coś powiedzieć. - powiedzieliśmy jednocześnie.
-No dobrze, ty pierwsza. - odparłem.
-Przemyślałam to wszystko.. i nie. Nie będziemy razem Nate, przepraszam. - odeszła nie oczekując mojej odpowiedzi.
Stałem wpatrując się jak wsiada do autobusu a po chwili odjeżdża. Idiota, skarciłem się w myślach. Miałem za nią biec, powiedzieć jej co czuję. Teraz już wszystko stracone.
***
Kilka minut po siedemnastej byłam w Los Angeles. Nienawidziłam latać samolotem, i to na dodatek z przesiadkami. Bałam się, że wsiądę do złego samolotu albo zgubią się moje bagaże. Na szczęście nic się nie stało. Byłam umówiona z Ben'em, że podjedzie po mnie na lotnisko, ale chciałam zrobić wszystkim niespodziankę i wróciłam taksówką.
-Dziękuje panu bardzo. Ile płacę? - zapytałam kiedy byłam już przed domem.
-To będą dwadzieścia trzy dolary. - powiedział taksówkarz.
Wyjęłam z portfela banknot i wręczyłam mężczyźnie.
-Reszty nie trzeba. Do widzenia. - odpowiedziałam.
Otworzyłam furtkę i ruszyłam krętą ścieżką prowadzącą do drzwi. Usłyszałam szczekanie psa, po kilku sekundach obok mnie znajdował się już szczeniak labradora.
-Cześć Lucky. - powiedziałam odkładając walizkę obok drzwi i biorąc go na ręce.
Przeszłam do ogrodu za domem, znajdowała się tam cała moja rodzina. Mary razem z Amy były zajęte sadzeniem kwiatów. Skye i Lily bawiły się na plaży, a Ben siedział na tarasie i pisał coś na swoim służbowym laptopie.
-Jesteś już Jane! - zawołała Mary i mocno mnie przytuliła. -Przecież Ben miał po Ciebie przyjechać. - dokończyła.
-Nie jestem już małym dzieckiem, mogę sama wrócić do domu. - zapewniłam.
Po powitaniu wszystkich domowników, usiedliśmy na tarasie i zajadaliśmy upieczone przez Amy, moje ulubione ciasto czekoladowe.
-Nie będziecie źli, jeśli już pójdę do siebie? Jestem zmęczona, a muszę się jeszcze rozpakować. - zapytałam kiedy ostatni kawałek wypieku został zjedzony.
-Oczywiście, idź. - powiedziała Mary i uśmiechnęła się.
Obudził mnie przeraźliwie głośny dźwięk budzika. Twierdząc, że jestem wyspana, nieźle bym skłamała. Położyłam się dokładnie cztery godziny temu, a już muszę wstawać. Wczoraj nieźle przesadziliśmy. Ale przecież kto nie lubi siedzenia przy palącym się ognisku w miłym towarzystwie. Impreza skończyła się bladym świtem, ale była naprawdę udana. Jedyne co mnie dręczy to ta cała sprawa z Nate'em. Nie chce go ranić, ale czy to moja wina, że nic do niego nie czuję? Sama jestem sobie winna, po co szłam z nim na tą cholerną plażę i spacer...
Zeskoczyłam z łóżka i wzięłam z fotela zestaw ubrań przygotowany na dzisiejszy dzień. Dżinsowe spodenki, biały T-shirt, i kraciastą koszulę. Po kilku minutach wyszłam odświeżona i ubrana z łazienki. Spakowałam jeszcze kilka drobiazgów i zaścieliłam łóżko. Przed wyjściem założyłam kolczyki (wkrętki) ćwieki i długi łańcuszek z krzyżykiem. Zarzuciłam na ramię brązową torbę na długim pasku, a na plecy czarny pokrowiec z gitarą. Po raz ostatni rozejrzałam się po pokoju czy aby na pewno wszystko wzięłam. Ścisnęłam w dłoni rączkę z walizki i ruszyłam hotelowym korytarzem.
***
Siedziałem na ławce przed ośrodkiem, czekając na moją ukochaną. No tak, Nate Tomilson po raz pierwszy naprawdę się zakochał. Chciałem jej powiedzieć ile dla mnie znaczy, że wierzę w to, że się nam uda.. że ją kocham. Zamiast Jane, ujrzałem tłum obozowiczów biegnących do niebieskiego autobusu. Po chwili pojawiła się, razem z Miley szły jako ostatnie wyraźnie zajęte rozmową. Ciekawe o czym rozmawiały, może o mnie?.
-O Nate, już jesteś. - rzekła lekko się uśmiechając.
-Chcę Ci coś powiedzieć. - powiedzieliśmy jednocześnie.
-No dobrze, ty pierwsza. - odparłem.
-Przemyślałam to wszystko.. i nie. Nie będziemy razem Nate, przepraszam. - odeszła nie oczekując mojej odpowiedzi.
Stałem wpatrując się jak wsiada do autobusu a po chwili odjeżdża. Idiota, skarciłem się w myślach. Miałem za nią biec, powiedzieć jej co czuję. Teraz już wszystko stracone.
***
Kilka minut po siedemnastej byłam w Los Angeles. Nienawidziłam latać samolotem, i to na dodatek z przesiadkami. Bałam się, że wsiądę do złego samolotu albo zgubią się moje bagaże. Na szczęście nic się nie stało. Byłam umówiona z Ben'em, że podjedzie po mnie na lotnisko, ale chciałam zrobić wszystkim niespodziankę i wróciłam taksówką.
-Dziękuje panu bardzo. Ile płacę? - zapytałam kiedy byłam już przed domem.
-To będą dwadzieścia trzy dolary. - powiedział taksówkarz.
Wyjęłam z portfela banknot i wręczyłam mężczyźnie.
-Reszty nie trzeba. Do widzenia. - odpowiedziałam.
Otworzyłam furtkę i ruszyłam krętą ścieżką prowadzącą do drzwi. Usłyszałam szczekanie psa, po kilku sekundach obok mnie znajdował się już szczeniak labradora.
-Cześć Lucky. - powiedziałam odkładając walizkę obok drzwi i biorąc go na ręce.
Przeszłam do ogrodu za domem, znajdowała się tam cała moja rodzina. Mary razem z Amy były zajęte sadzeniem kwiatów. Skye i Lily bawiły się na plaży, a Ben siedział na tarasie i pisał coś na swoim służbowym laptopie.
-Jesteś już Jane! - zawołała Mary i mocno mnie przytuliła. -Przecież Ben miał po Ciebie przyjechać. - dokończyła.
-Nie jestem już małym dzieckiem, mogę sama wrócić do domu. - zapewniłam.
Po powitaniu wszystkich domowników, usiedliśmy na tarasie i zajadaliśmy upieczone przez Amy, moje ulubione ciasto czekoladowe.
-Nie będziecie źli, jeśli już pójdę do siebie? Jestem zmęczona, a muszę się jeszcze rozpakować. - zapytałam kiedy ostatni kawałek wypieku został zjedzony.
-Oczywiście, idź. - powiedziała Mary i uśmiechnęła się.
25 sierpnia 2013
12. Jeden pocałunek mężczyzny może zmienić całe życie kobiety.
2 sierpnia
-Miley! Co ty robisz? - wybiegłam z łazienki i usiłowałam wyrwać z rąk przyjaciółki mój pamiętnik.
-"A teraz Nate, zapraszający mnie na randkę". - cytował moje słowa - Jakie to słodkie. - dokończyła, kiedy notes był już w moich dłoniach.
-Zostawiłam Cię na dosłownie trzy minuty. Nie zachowuj się jak dziecko. - powiedziałam wkładając do walizki część moich kosmetyków. - To nie będzie mi już potrzebne. - odparłam.
-Jak kijowo... Jutro wyjeżdżamy. -narzekała.
-No a co myślałaś, wszystko co dobre szybko się kończy. - odpowiedziałam układając w walizce kilka koszulek i parę spodni. -Ale pamiętaj, że dziesiątego do mnie przyjeżdżasz. - stanęłam koło niej.
-Pamiętam, pamiętam. Mówisz mi o tym codziennie. - potwierdziła.
-W czym idziesz na ognisko? - zapytałam.
-Nie wiem jeszcze.. Ja już spadam, muszę się jeszcze spakować i iść do Nicoli odzyskać moje buty.. - powiedziała kiedy była przy drzwiach.
-No leć, leć. Pa! - zawołałam.
***
Pół godziny temu wróciłam z ostatnich zajęć w tym roku. Pomimo tego, że były to strasznie ciężkie trzy tygodnie, nie chce wracać do domu. Tęsknie za Los Angeles, Mary, Ben'em, moimi znajomymi i Skye, której brakuje mi najbardziej. Po śmierci matki bardzo się do siebie przywiązałyśmy. Z chęcią przeżyłabym te trzy tygodnie jeszcze raz.
Kilka minut przed siedemnastą byłam już prawie spakowana. Zostało jeszcze kilka rzeczy, których będę używała dzisiaj czy jutro rano. Założyłam czarne rurki i niebieski T-shirt. Wyszłam z pokoju tym razem bez obaw spotkania Nate'a, bo ostatnio między nami układało się bardzo dobrze. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i mam nadzieję, że już tak zostanie.
***
Ognisko trwało w najlepsze. Ciągle schodziło się coraz więcej osób, co prawda miała być to tylko nasza grupa ale razem z Nate'em pozwoliliśmy sobie zmienić to i owo. W końcu jesteśmy tu wszyscy razem, więc powstało otwarta impreza dla wszystkich chętnych, których nie brakowało. Każdy chciał ten ostatni wieczór spędzić w miłym towarzystwie reszty obozowiczów.
Siedziałam z Nicolą, Miley, Chad'em i Ryan'em przy jednym ze stolików. Nate natomiast przyjął się jako główny organizator imprezy, co wiązało się z ciągłym donoszeniem jedzenia, picia czy plastikowych naczyń i sztućców. Było mi go troszeczkę żal, bo w końcu omijały go te wszystkie zabawne sytuacje. Razem z Nicolą postanowiłyśmy mu pomóc. On przygotowywał różne rzeczy a my zanosiłyśmy to na miejsce odbywającej się właśnie imprezy.
-Zabrać jeszcze coś oprócz tych kubków? - zapytała Nicola.
-Nie, już wszystko jest wzięte. Za chwilę do Ciebie dojdziemy. - powiedział Nate kiedy wychodziliśmy z ośrodka.
-Przejdziemy się? - zapytał obejmując mnie w pasie.
-Nie chcesz iść do nich?
Pokiwał przecząco głową. Dotknął mojej dłoni.
-Zimno Ci? - nie oczekując odpowiedzi zdjął swoją brązową bluzę i wręczył mi ją do ręki.
-Hah, dzięki. - odparłam zakładając ubranie.
Po chwili staliśmy już wtuleni w siebie.
-Nie che wyjeżdżać. -szepnęłam mu do ucha.
Odchylił się do tyłu i objął mnie jedną ręką, druga zaś powędrowała na moje biodro.
-Ja też. - odparł i pocałował mnie.
-Nate, co ty robisz? - zapytałam wyrywając się z jego objęć.
-Całuje Cię, a nie widać. - powiedział zdezorientowany.
-Mieliśmy zostać przyjaciółmi. Przecież ja jutro wyjeżdżam. - odparłam. -Nie chce związku na odległość, a po za tym nie jestem jeszcze gotowa. - dokończyłam.
-Jane, nie rozumie o czym ty mówisz. Wiesz ile ludzi żyje w takim związku.
-Nie, nie wiem Nate. Powiedziałam Ci już, że nie jestem gotowa.
-Nie jesteś gotowa? Co do cholery ma to znaczyć? - krzyknął. - A mi się wydaje, że to jest zwykła wymówka. - odpowiedział i odszedł w drugą stronę.
-No widzisz! Nie jesteśmy jeszcze nawet razem, a już się kłócimy! - zawołałam ale on nawet się nie odwrócił.
Nie poddałam się i biegłam za nim.
-I co? Nawet nie odpowiesz, wolisz spieprzyć jak zwykły tchórz. No bo w końcu taki jest pan Nate Tomilson. Jak coś nie idzie po jego myśli od razu się poddaje. - mówiłam.
Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Dzieliły nas dosłownie centymetry.
-Ja się poddaje? - zaśmiał się i spojrzał mi w oczy.
-Tak - odparłam krzyżując ręce na piersiach.
-Nigdy nie zrozumie Was, kobiet. Czego ty chcesz Jane Miller? - zapytał.
-Żebyś dał mi trochę czasu, muszę to wszystko przemyśleć.
-Ile? Jutro wyjeżdżasz. - przypomniał.
-No to jutro Ci powiem. - powiedziałam uśmiechając się.
-Jak chcesz.. Idziemy? - zapytał.
-Tak, ale masz się zachowywać jakby tego pocałunku nigdy nie było. - odparłam i pociągnęłam go za rękę, jak to miałam w zwyczaju.
-Jak zawsze. - zapewnił.
-Miley! Co ty robisz? - wybiegłam z łazienki i usiłowałam wyrwać z rąk przyjaciółki mój pamiętnik.
-"A teraz Nate, zapraszający mnie na randkę". - cytował moje słowa - Jakie to słodkie. - dokończyła, kiedy notes był już w moich dłoniach.
-Zostawiłam Cię na dosłownie trzy minuty. Nie zachowuj się jak dziecko. - powiedziałam wkładając do walizki część moich kosmetyków. - To nie będzie mi już potrzebne. - odparłam.
-Jak kijowo... Jutro wyjeżdżamy. -narzekała.
-No a co myślałaś, wszystko co dobre szybko się kończy. - odpowiedziałam układając w walizce kilka koszulek i parę spodni. -Ale pamiętaj, że dziesiątego do mnie przyjeżdżasz. - stanęłam koło niej.
-Pamiętam, pamiętam. Mówisz mi o tym codziennie. - potwierdziła.
-W czym idziesz na ognisko? - zapytałam.
-Nie wiem jeszcze.. Ja już spadam, muszę się jeszcze spakować i iść do Nicoli odzyskać moje buty.. - powiedziała kiedy była przy drzwiach.
-No leć, leć. Pa! - zawołałam.
***
Pół godziny temu wróciłam z ostatnich zajęć w tym roku. Pomimo tego, że były to strasznie ciężkie trzy tygodnie, nie chce wracać do domu. Tęsknie za Los Angeles, Mary, Ben'em, moimi znajomymi i Skye, której brakuje mi najbardziej. Po śmierci matki bardzo się do siebie przywiązałyśmy. Z chęcią przeżyłabym te trzy tygodnie jeszcze raz.
Kilka minut przed siedemnastą byłam już prawie spakowana. Zostało jeszcze kilka rzeczy, których będę używała dzisiaj czy jutro rano. Założyłam czarne rurki i niebieski T-shirt. Wyszłam z pokoju tym razem bez obaw spotkania Nate'a, bo ostatnio między nami układało się bardzo dobrze. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i mam nadzieję, że już tak zostanie.
***
Ognisko trwało w najlepsze. Ciągle schodziło się coraz więcej osób, co prawda miała być to tylko nasza grupa ale razem z Nate'em pozwoliliśmy sobie zmienić to i owo. W końcu jesteśmy tu wszyscy razem, więc powstało otwarta impreza dla wszystkich chętnych, których nie brakowało. Każdy chciał ten ostatni wieczór spędzić w miłym towarzystwie reszty obozowiczów.
Siedziałam z Nicolą, Miley, Chad'em i Ryan'em przy jednym ze stolików. Nate natomiast przyjął się jako główny organizator imprezy, co wiązało się z ciągłym donoszeniem jedzenia, picia czy plastikowych naczyń i sztućców. Było mi go troszeczkę żal, bo w końcu omijały go te wszystkie zabawne sytuacje. Razem z Nicolą postanowiłyśmy mu pomóc. On przygotowywał różne rzeczy a my zanosiłyśmy to na miejsce odbywającej się właśnie imprezy.
-Zabrać jeszcze coś oprócz tych kubków? - zapytała Nicola.
-Nie, już wszystko jest wzięte. Za chwilę do Ciebie dojdziemy. - powiedział Nate kiedy wychodziliśmy z ośrodka.
-Przejdziemy się? - zapytał obejmując mnie w pasie.
-Nie chcesz iść do nich?
Pokiwał przecząco głową. Dotknął mojej dłoni.
-Zimno Ci? - nie oczekując odpowiedzi zdjął swoją brązową bluzę i wręczył mi ją do ręki.
-Hah, dzięki. - odparłam zakładając ubranie.
Po chwili staliśmy już wtuleni w siebie.
-Nie che wyjeżdżać. -szepnęłam mu do ucha.
Odchylił się do tyłu i objął mnie jedną ręką, druga zaś powędrowała na moje biodro.
-Ja też. - odparł i pocałował mnie.
-Nate, co ty robisz? - zapytałam wyrywając się z jego objęć.
-Całuje Cię, a nie widać. - powiedział zdezorientowany.
-Mieliśmy zostać przyjaciółmi. Przecież ja jutro wyjeżdżam. - odparłam. -Nie chce związku na odległość, a po za tym nie jestem jeszcze gotowa. - dokończyłam.
-Jane, nie rozumie o czym ty mówisz. Wiesz ile ludzi żyje w takim związku.
-Nie, nie wiem Nate. Powiedziałam Ci już, że nie jestem gotowa.
-Nie jesteś gotowa? Co do cholery ma to znaczyć? - krzyknął. - A mi się wydaje, że to jest zwykła wymówka. - odpowiedział i odszedł w drugą stronę.
-No widzisz! Nie jesteśmy jeszcze nawet razem, a już się kłócimy! - zawołałam ale on nawet się nie odwrócił.
Nie poddałam się i biegłam za nim.
-I co? Nawet nie odpowiesz, wolisz spieprzyć jak zwykły tchórz. No bo w końcu taki jest pan Nate Tomilson. Jak coś nie idzie po jego myśli od razu się poddaje. - mówiłam.
Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Dzieliły nas dosłownie centymetry.
-Ja się poddaje? - zaśmiał się i spojrzał mi w oczy.
-Tak - odparłam krzyżując ręce na piersiach.
-Nigdy nie zrozumie Was, kobiet. Czego ty chcesz Jane Miller? - zapytał.
-Żebyś dał mi trochę czasu, muszę to wszystko przemyśleć.
-Ile? Jutro wyjeżdżasz. - przypomniał.
-No to jutro Ci powiem. - powiedziałam uśmiechając się.
-Jak chcesz.. Idziemy? - zapytał.
-Tak, ale masz się zachowywać jakby tego pocałunku nigdy nie było. - odparłam i pociągnęłam go za rękę, jak to miałam w zwyczaju.
-Jak zawsze. - zapewnił.
21 sierpnia 2013
11. Za mało by uwierzyć, za dużo by zapomnieć.
31 lipca
Myśl o tym, że po raz kolejny kogoś zraniłam doprowadzała mnie do szaleństwa. Od godziny leżałam bez ruchu na łóżku. Opuściłam śniadanie i zajęcia, które zaczęły się piętnaście minut temu. Miałam jakieś cholerne déjà vu. Dwa miesiące po śmierci matki mój najlepszy przyjaciel Nick wyznał mi miłość. A teraz Nate, zapraszający mnie na randkę. Nie chce żeby stało się tak jak z Nick'iem, który od chwili kiedy powiedziałam mu, że nic do niego nie czuje zaczął mnie unikać. Nie mogę stracić także Nate'a, bo zależy mi na nim jako przyjacielu. Czy to wszystko musi być takie trudne?
Pisanie przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Schowałam pamiętnik do jego tymczasowego, stałego miejsca - szuflady i wstałam z łóżka udając się w stronę telefonu. Był to sms od Miley:
Myśl o tym, że po raz kolejny kogoś zraniłam doprowadzała mnie do szaleństwa. Od godziny leżałam bez ruchu na łóżku. Opuściłam śniadanie i zajęcia, które zaczęły się piętnaście minut temu. Miałam jakieś cholerne déjà vu. Dwa miesiące po śmierci matki mój najlepszy przyjaciel Nick wyznał mi miłość. A teraz Nate, zapraszający mnie na randkę. Nie chce żeby stało się tak jak z Nick'iem, który od chwili kiedy powiedziałam mu, że nic do niego nie czuje zaczął mnie unikać. Nie mogę stracić także Nate'a, bo zależy mi na nim jako przyjacielu. Czy to wszystko musi być takie trudne?
Pisanie przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Schowałam pamiętnik do jego tymczasowego, stałego miejsca - szuflady i wstałam z łóżka udając się w stronę telefonu. Był to sms od Miley:
"Jane, gdzie ty jesteś? Zajęcia się zaczęły, a Ciebie nadal nie ma. Martwię się, M."
Do Miley:
"Źle się czuję, nie będzie mnie dzisiaj."
Oczywiście choroba była ściemą, bałam się, że na zajęciach spotkam Nate'a. Nie wiedziałam jak mam się zachowywać w jego towarzystwie. Przebrałam się w czarny dres, zabrałam Mp3 i poszłam pobiegać. Bieganie mnie uzależniło, sprawiało, że wszystkie negatywne emocje znikały. A po za tym, było dobre dla zdrowia.
***
Dwie godziny później.
Wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam Mp3 do kieszeni. Zaliczyłam ostatnie schody prowadzące do ośrodka i otworzyłam duże, szklane drzwi wejściowe. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Nate, rozmawiający z jakąś blondynką. Szybki jest, no ale w końcu dostał ode mnie kosza. Byłam lekko wkurzona, ale na siebie, że w ogóle gdzieś z nim wyszłam. Bez słowa minęłam ich i udałam się w stronę windy. Zauważył mnie.
Wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam Mp3 do kieszeni. Zaliczyłam ostatnie schody prowadzące do ośrodka i otworzyłam duże, szklane drzwi wejściowe. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Nate, rozmawiający z jakąś blondynką. Szybki jest, no ale w końcu dostał ode mnie kosza. Byłam lekko wkurzona, ale na siebie, że w ogóle gdzieś z nim wyszłam. Bez słowa minęłam ich i udałam się w stronę windy. Zauważył mnie.
-Jane, czekaj. To nie jest tak jak myślisz! - biegł w moją stronę.
-O Nate, nie zauważyłam Cię. - skłamałam.
-Ta dziewczyna, to.. Nic mnie z nią nie łączy. - zapewniał.
-Nie wiem po co mi się tłumaczysz. - odparłam naciskając przycisk windy.
-Po prostu nie chciałem, żebyś myślała.
-Że już masz nową pannę? - dokończyłam za niego.
Pokiwał twierdząco głową, w czasie kiedy drzwi windy otworzyły się. Przez chwilę się zawahałam, wchodzić czy nie?
-Wydaję mi się, że źle zaczęliśmy. - mówiłam - Jestem Jane. - podałam mu rękę.
-A ja Nate, miło Cię poznać. - uścisnął moją dłoń.
-No to w takim razie zapraszam Cię na spacer, żebyśmy się lepiej poznali. - zaproponował.
-Pod jednym warunkiem. Pamiętaj, że za trzy dni wyjeżdżam. Nie chce żadnych głupich propozycji z twojej strony.
-Oczywiście. O dwudziestej przed ośrodkiem. - odpowiedział. Pocałował mnie w policzek i odszedł.
***
Dochodziła osiemnasta. Siedziałam na wiklinowym krześle, na balkonie. Byłam w trakcie malowania paznokci, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Nie był to kto inny jak Miley.
-Kogo tu przywiało.. - zaśmiałam się do przyjaciółki.
-Gadaj. - powiedziała opierając się o poręcz.
-O czym to znowu? - zapytałam.
-Ty i Nate. Usłyszałam, zupełnie przypadkowo, - zapewniała - że się gdzieś wybieracie?
-No można tak powiedzieć. - odpowiedziałam malując ostatniego paznokcia.
-Czemu nic o tym nie wiem?
-Jakoś tak się złożyło - odparłam.
-Przestań się nade mną znęcać i opowiadaj - powiedziała podekscytowana.
***
Stałam, tak jak wcześniej umówiłam się z Nate'em, przed hotelem. Ubrana w dżinsową koszulę i białe, koronkowe spodenki z brązowym paskiem. Dwie po dwudziestej, zerknęłam na wyświetlacz telefonu.
-Cześć! - usłyszałam głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Nate'a z bukiecikiem czerwonych róż.
-Przepraszam, że tak długo ale była kolejka w kwiaciarni. Wręczył mi do ręki kwiaty.
-A to z jakiej okazji? - zapytałam.
-A czy musi być jakaś okazja? - odparł.
---
No i jest kolejny :)
Chciałybyście żebym pisała też z punktu widzenia innych bohaterów?
Kolejny rozdział najprawdopodobniej w niedzielę.
Czytasz=komentujesz.
-No to w takim razie zapraszam Cię na spacer, żebyśmy się lepiej poznali. - zaproponował.
-Pod jednym warunkiem. Pamiętaj, że za trzy dni wyjeżdżam. Nie chce żadnych głupich propozycji z twojej strony.
-Oczywiście. O dwudziestej przed ośrodkiem. - odpowiedział. Pocałował mnie w policzek i odszedł.
***
Dochodziła osiemnasta. Siedziałam na wiklinowym krześle, na balkonie. Byłam w trakcie malowania paznokci, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Nie był to kto inny jak Miley.
-Kogo tu przywiało.. - zaśmiałam się do przyjaciółki.
-Gadaj. - powiedziała opierając się o poręcz.
-O czym to znowu? - zapytałam.
-Ty i Nate. Usłyszałam, zupełnie przypadkowo, - zapewniała - że się gdzieś wybieracie?
-No można tak powiedzieć. - odpowiedziałam malując ostatniego paznokcia.
-Czemu nic o tym nie wiem?
-Jakoś tak się złożyło - odparłam.
-Przestań się nade mną znęcać i opowiadaj - powiedziała podekscytowana.
***
Stałam, tak jak wcześniej umówiłam się z Nate'em, przed hotelem. Ubrana w dżinsową koszulę i białe, koronkowe spodenki z brązowym paskiem. Dwie po dwudziestej, zerknęłam na wyświetlacz telefonu.
-Cześć! - usłyszałam głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Nate'a z bukiecikiem czerwonych róż.
-Przepraszam, że tak długo ale była kolejka w kwiaciarni. Wręczył mi do ręki kwiaty.
-A to z jakiej okazji? - zapytałam.
-A czy musi być jakaś okazja? - odparł.
---
No i jest kolejny :)
Chciałybyście żebym pisała też z punktu widzenia innych bohaterów?
Kolejny rozdział najprawdopodobniej w niedzielę.
Czytasz=komentujesz.
19 sierpnia 2013
Versatile Blogger
Zasady :
-podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś
włączony do gry;
-pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award;
-ujawnić 7 faktów dotyczącej własnej osoby;
-nominować 15 blogów, które według nominowanego na to
zasługują;
-poinformować o fakcie nominowania autorów blogów.
Jest to moja pierwsza nominacja. Dziękuje http://kolorowezycie14.blogspot.com za włączenie mnie do zabawy :)
Fakty o mnie:
1. Mam 14 lat.
2. Od dziecka choruję na alergię i astmę.
3. Swoją przygodę z pisaniem zaczęłam w trzeciej klasie podstawówki. Pisałam wtedy swój pamiętnik xD
4. Nienawidzę tańczyć.
5. Chciałabym założyć bloga o piłce nożnej albo skokach narciarskich.
6. Wena zaskakuje mnie w najmniej oczekiwanych momentach, np. podczas mycia zębów czy pisania jakiegoś ważnego sprawdzianu ;/
7. Chciałabym iść na studia prawnicze ;3
Blogi, które nominuję:
1. http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
2. http://czekolladowamuffinka.blogspot.com/
3. http://cos-dla-romantyczek.blogspot.com/
4. http://brak-tchnienia.blogspot.com/
5. http://love-of-accident.blogspot.com/
6. http://opowiadanie-nartami-pisane.blogspot.com/
7. http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/
8. http://in--the--sky.blogspot.com/
9. http://my-dreams-world-story.blogspot.com/
10. http://livee-love-laaugh.blogspot.com/
11. http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/
12. http://belivingin.blogspot.com/
13. http://tozawsze.blogspot.com/
14. http://lifefast--dieyoung.blogspot.com/
15. http://the-sky-in-the-limit.blogspot.com/
17 sierpnia 2013
10. To nie szczęście daje uśmiech, to uśmiech daje szczęście.
30 lipca
Razem z Miley spędzałyśmy dzisiejsze popołudnie w parku, niedaleko ośrodka. Od godziny siedziałyśmy na chuśtawkach wspominając wtorkowy wypad na plażę.
-A pamiętasz jak Chad rozwalił swojego delfina? - mówiła Miley
-No tak, w końcu nikt nie kazał mu pływać na nim przy skałkach. To było wiadome, że prędzej czy później go przebije. - oznajmiłam upijając łyk mojego ulubionego, bananowego soku.
-A jego mina..bezcenna.
Wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
-Właśnie M., musisz koniecznie do mnie przyjechać! Najlepiej jeszcze w te wakacje. - powiedziałam.
-Ty do mnie też. W końcu poznasz George'a (chłopak Miley).
- A ty moich znajomych, Mary, Ben'a, Skye. - wymieniałam.
-Wątpię, że Emily mnie polubi. Ale może być ciekawie. - zaśmiała się.
-Miley! Nie mów tak o niej. Ona wcale taka nie jest. Po prostu lubi mieć wszystko pod kontrolą. - odpowiedziałam.
-No na pewno lubi mieć Ciebie pod kontrolą. - mówiła. - A jak już mówimy o tym, to ty powinnaś mieć Nate'a pod kontrolą.
-I znowu zaczynasz? -odparłam marszcząc brwi.
-No co? Czy ty tego nie widzisz, że mu się podobasz? - zawołała.
Oczy wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w parku zwróciły się w naszą stronę.
-Miley, możesz troszeczkę ciszej. Wszyscy się na nas patrzą. - szepnęłam.
Moja towarzyszka po raz kolejny wybuchnęła śmiechem.
-No i co z tego. I tak nikt nas tu nie zna. - zeskoczyła z chuśtawki. -Zbieramy się? - Miley spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu. - dochodzi dziewiętnasta. - dokończyła.
***
Stałyśmy z tacami, na których znajdowała się nasza dzisiejsza kolacja. Miley wzięła swoje ulubione tosty i kawałek pizzy. Ja zadowoliłam się zapiekanką i sałatką z kurczakiem. Rozglądałyśmy się po sali w poszukiwaniu naszych znajomych. Po chwili ujrzałam machającą w naszą stronę rękę.
-Dziewczyny, tutaj! - zawołała z końca sali.
Zaczęłyśmy przedzierać się przez tłum głodnych obozowiczów, co nie było łatwe.
-Wiesz, jeździmy tu od trzech lat. A nadal nie mamy stałego stolika. - szepnęła Miley w chwili kiedy jakiś chłopak o mało nie wylał na nią filiżanki z kawą.
-Uważaj jak łazisz! - bąknęła w jego stronę.
Właśnie to w Miley podobało mi się najbardziej. Była szczera do bólu i stanowcza. Nie dawała sobie "w kasze dmuchać".
Zajęłyśmy miejsca w okrągłym stoliku z Nicolą, Nate'em i Chad'em. Męska część towarzystwa zawzięcie o czymś dyskutowała.
-Ja nadal jestem za tym żeby byli wszyscy. - mówił Chad.
-Taa, nie żeby coś ale połowy tych dzieciaków nawet nie znasz. - powiedział Nate wskazując ręką na ludzi, którzy nas otaczali.
-O czym wy w ogóle rozmawiacie? - wtrąciła Miley.
-Organizujemy ognisko w ostatni dzień obozu. Co wy na to? -zapytał Nate.
-Mówiąc my, masz na myśli ty?- odparła gryząc kawałek pizzy.
-Daruj sobie Miley. - powiedział Chad.
-Może lepiej powiedz nam co tam u twojego delfina? Pogrzeb odprawiony?
Chad spuścił głowę i zrobił jedną ze swoich "sławnych" min. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-To co z tym ogniskiem? - do rozmowy przyłączyła się Nicola. - Ja jestem za. - dokończyła.
-Ale pozostaje pytanie kto ma na nim być. Wszyscy obozowicze czy tylko nasi znajomi? - zapytał Nate.
-Może po prostu cała nasza grupa? - zaproponowałam.
-To jest myśl. - pochwalił mnie Chad.
-Zawsze do usług. - zaśmiałam się.
***
Po kolacji udałam się do windy, po chwili otwierałam już drzwi pokoju numer 109. Rzuciłam się na łóżko, wcześniej odłączając telefon z ładowarki. Siedem nieodebranych połączeń od Mary. Kliknęłam na jej imię i zatwierdziłam zieloną słuchawką. Jeden sygnał, dwa, trzy, cztery.. Poczta głosowa. Odłożyłam telefon na drewniany stolik nocny i poszłam do łazienki. Spięłam włosy w wysokiego, luźnego koka i zaczęłam zmywać makijaż. Jedyne o czym marzyłam to łóżeczko i dobra książka. Wyszłam z łazienki i zaczęłam rozścielać łóżko. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę! - zawołałam nie przerywając zajęcia.
-Nie przeszkadzam? Usłyszałam cichy głos chłopaka.
-Nate.. No jasne, że nie. - odwróciłam się w jego stronę.
-Chcesz gdzieś wyjść ze mną? - w jego głosie było słychać zdenerwowanie.
-Teraz? - odparłam podchodząc do niego.
-Chyba, że nie chcesz. - spuścił wzrok.
-Jasne, ze chcę. - uśmiechnęłam się i rzuciłam na łóżko poduszkę, którą trzymałam w ręce. -Dasz mi chwilkę? - zapytałam.
-Jasne. - usiadł na fotelu w czasie kiedy ja otwierałam drzwi szafy.
-A co konkretnie masz w planach, bo nie wiem co na siebie włożyć.
-Możemy iść na spacer, na miasto, plażę... - chłopak uspokoił się.
-Wiem! - zawołałam. - Pójdziemy poserfować? Proszę, proszę, proszę. - podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
***
Dochodziła dziesiąta, kiedy byliśmy już przed hotelem. Na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno, co trochę mnie zdziwiło, bo byłam przyzwyczajona do długich, gorących wieczorów.
Zatrzymaliśmy się.
-Dziękuję Ci za dzisiejszy wieczór. Świetnie się bawiłam.
-Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się ukazując rządek białych zębów. Ciągle wpatrywał się w moje oczy co troszeczkę mnie peszyło. Byłam przyzwyczajona do wyjść ze znajomymi w dużej grupie, a nie nocnego chodzenia z chłopakiem, którego prawie w ogóle nie znam.
-Kiedy powtórka? - zapytał.
-To znaczy? - odparłam marszcząc brwi.
-No kiedy druga randka.
-A to była randka? - zapytałam zdezorientowana.
-No tak myślałem.
-Dobrze wiedzieć. Wiesz, ja już lepiej pójdę. - odparłam.
-Jane, ale ja nie chciałem żeby to tak wyszło. Musieliśmy się źle zrozumieć.. Czekaj, odprowa.. - mówił.
-Nie, dzięki. Sama się odprowadzę. - rzuciłam kiedy byłam już przy drzwiach.
------------------
Przepraszam za tak długą nieobecność. Ale nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział. Zdaję sobie sprawę, że jest beznadziejny, ale za to dłuższy od poprzednich. Męczyłam go cały piątek a dzisiaj poprawiłam. :)
Czytasz=komentujesz.
P.s: Pojawiła się zakładka Bohaterowie, zapraszam :D
Razem z Miley spędzałyśmy dzisiejsze popołudnie w parku, niedaleko ośrodka. Od godziny siedziałyśmy na chuśtawkach wspominając wtorkowy wypad na plażę.
-A pamiętasz jak Chad rozwalił swojego delfina? - mówiła Miley
-No tak, w końcu nikt nie kazał mu pływać na nim przy skałkach. To było wiadome, że prędzej czy później go przebije. - oznajmiłam upijając łyk mojego ulubionego, bananowego soku.
-A jego mina..bezcenna.
Wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
-Właśnie M., musisz koniecznie do mnie przyjechać! Najlepiej jeszcze w te wakacje. - powiedziałam.
-Ty do mnie też. W końcu poznasz George'a (chłopak Miley).
- A ty moich znajomych, Mary, Ben'a, Skye. - wymieniałam.
-Wątpię, że Emily mnie polubi. Ale może być ciekawie. - zaśmiała się.
-Miley! Nie mów tak o niej. Ona wcale taka nie jest. Po prostu lubi mieć wszystko pod kontrolą. - odpowiedziałam.
-No na pewno lubi mieć Ciebie pod kontrolą. - mówiła. - A jak już mówimy o tym, to ty powinnaś mieć Nate'a pod kontrolą.
-I znowu zaczynasz? -odparłam marszcząc brwi.
-No co? Czy ty tego nie widzisz, że mu się podobasz? - zawołała.
Oczy wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w parku zwróciły się w naszą stronę.
-Miley, możesz troszeczkę ciszej. Wszyscy się na nas patrzą. - szepnęłam.
Moja towarzyszka po raz kolejny wybuchnęła śmiechem.
-No i co z tego. I tak nikt nas tu nie zna. - zeskoczyła z chuśtawki. -Zbieramy się? - Miley spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu. - dochodzi dziewiętnasta. - dokończyła.
***
Stałyśmy z tacami, na których znajdowała się nasza dzisiejsza kolacja. Miley wzięła swoje ulubione tosty i kawałek pizzy. Ja zadowoliłam się zapiekanką i sałatką z kurczakiem. Rozglądałyśmy się po sali w poszukiwaniu naszych znajomych. Po chwili ujrzałam machającą w naszą stronę rękę.
-Dziewczyny, tutaj! - zawołała z końca sali.
Zaczęłyśmy przedzierać się przez tłum głodnych obozowiczów, co nie było łatwe.
-Wiesz, jeździmy tu od trzech lat. A nadal nie mamy stałego stolika. - szepnęła Miley w chwili kiedy jakiś chłopak o mało nie wylał na nią filiżanki z kawą.
-Uważaj jak łazisz! - bąknęła w jego stronę.
Właśnie to w Miley podobało mi się najbardziej. Była szczera do bólu i stanowcza. Nie dawała sobie "w kasze dmuchać".
Zajęłyśmy miejsca w okrągłym stoliku z Nicolą, Nate'em i Chad'em. Męska część towarzystwa zawzięcie o czymś dyskutowała.
-Ja nadal jestem za tym żeby byli wszyscy. - mówił Chad.
-Taa, nie żeby coś ale połowy tych dzieciaków nawet nie znasz. - powiedział Nate wskazując ręką na ludzi, którzy nas otaczali.
-O czym wy w ogóle rozmawiacie? - wtrąciła Miley.
-Organizujemy ognisko w ostatni dzień obozu. Co wy na to? -zapytał Nate.
-Mówiąc my, masz na myśli ty?- odparła gryząc kawałek pizzy.
-Daruj sobie Miley. - powiedział Chad.
-Może lepiej powiedz nam co tam u twojego delfina? Pogrzeb odprawiony?
Chad spuścił głowę i zrobił jedną ze swoich "sławnych" min. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-To co z tym ogniskiem? - do rozmowy przyłączyła się Nicola. - Ja jestem za. - dokończyła.
-Ale pozostaje pytanie kto ma na nim być. Wszyscy obozowicze czy tylko nasi znajomi? - zapytał Nate.
-Może po prostu cała nasza grupa? - zaproponowałam.
-To jest myśl. - pochwalił mnie Chad.
-Zawsze do usług. - zaśmiałam się.
***
Po kolacji udałam się do windy, po chwili otwierałam już drzwi pokoju numer 109. Rzuciłam się na łóżko, wcześniej odłączając telefon z ładowarki. Siedem nieodebranych połączeń od Mary. Kliknęłam na jej imię i zatwierdziłam zieloną słuchawką. Jeden sygnał, dwa, trzy, cztery.. Poczta głosowa. Odłożyłam telefon na drewniany stolik nocny i poszłam do łazienki. Spięłam włosy w wysokiego, luźnego koka i zaczęłam zmywać makijaż. Jedyne o czym marzyłam to łóżeczko i dobra książka. Wyszłam z łazienki i zaczęłam rozścielać łóżko. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę! - zawołałam nie przerywając zajęcia.
-Nie przeszkadzam? Usłyszałam cichy głos chłopaka.
-Nate.. No jasne, że nie. - odwróciłam się w jego stronę.
-Chcesz gdzieś wyjść ze mną? - w jego głosie było słychać zdenerwowanie.
-Teraz? - odparłam podchodząc do niego.
-Chyba, że nie chcesz. - spuścił wzrok.
-Jasne, ze chcę. - uśmiechnęłam się i rzuciłam na łóżko poduszkę, którą trzymałam w ręce. -Dasz mi chwilkę? - zapytałam.
-Jasne. - usiadł na fotelu w czasie kiedy ja otwierałam drzwi szafy.
-A co konkretnie masz w planach, bo nie wiem co na siebie włożyć.
-Możemy iść na spacer, na miasto, plażę... - chłopak uspokoił się.
-Wiem! - zawołałam. - Pójdziemy poserfować? Proszę, proszę, proszę. - podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
***
Dochodziła dziesiąta, kiedy byliśmy już przed hotelem. Na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno, co trochę mnie zdziwiło, bo byłam przyzwyczajona do długich, gorących wieczorów.
Zatrzymaliśmy się.
-Dziękuję Ci za dzisiejszy wieczór. Świetnie się bawiłam.
-Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się ukazując rządek białych zębów. Ciągle wpatrywał się w moje oczy co troszeczkę mnie peszyło. Byłam przyzwyczajona do wyjść ze znajomymi w dużej grupie, a nie nocnego chodzenia z chłopakiem, którego prawie w ogóle nie znam.
-Kiedy powtórka? - zapytał.
-To znaczy? - odparłam marszcząc brwi.
-No kiedy druga randka.
-A to była randka? - zapytałam zdezorientowana.
-No tak myślałem.
-Dobrze wiedzieć. Wiesz, ja już lepiej pójdę. - odparłam.
-Jane, ale ja nie chciałem żeby to tak wyszło. Musieliśmy się źle zrozumieć.. Czekaj, odprowa.. - mówił.
-Nie, dzięki. Sama się odprowadzę. - rzuciłam kiedy byłam już przy drzwiach.
------------------
Przepraszam za tak długą nieobecność. Ale nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział. Zdaję sobie sprawę, że jest beznadziejny, ale za to dłuższy od poprzednich. Męczyłam go cały piątek a dzisiaj poprawiłam. :)
Czytasz=komentujesz.
P.s: Pojawiła się zakładka Bohaterowie, zapraszam :D
7 sierpnia 2013
9. Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz, one przyjdą same.
28 lipca
Do mojego pokoju wparowała Miley.
-Co ty tu robisz?! Jest szósta czterdzieści. - zawołałam lekko wkurzona.
-Chciałam Cię poinformować, że niespodzianka odwołana.. - powiedziała.
-Co, jak to?
-Nate jak zwykle wszystko zawalił. Obiecał, że załatwi bilety na imprezę na jachcie...
-Impreza na jachcie?! - zawołałam a moje oczy się zaświeciły - Co ja na siebie włożę - podeszłam do szafy.
-Jane, nie ma żadnej imprezy. Ja już spadam, musimy uratować dzisiejszy dzień. Spotykamy się o dziewiątej trzydzieści pod hotelem, weź ze sobą bikini. - powiedziała i wybiegła.
Bikini? A więc będzie plaża.
Wzięłam szybki prysznic i starannie wysuszyłam moje włosy. Założyłam koszulkę w paski i legginsy. Zadzwoniłam do Mary. Miałam nadzieję, że złapię ją jeszcze przed pracą i tak się stało. Moja "zastępcza matka" odebrała po trzech sygnałach. Rozmawiałyśmy ponad dwadzieścia minut. Głównie to ona zadawała pytania, ale udało mi się ją troszeczkę wypytać o Skye. Zostało mi jeszcze trochę czasu do śniadania, więc postanowiłam posprzątać moje lokum. Po raz pierwszy od dwóch tygodni pościeliłam łóżko. Oj nieładnie Jane, skarciłam się w myślach. Poskładałam ubrania i starannie ułożyłam je na półki w szafie. W końcu udało mi się znaleźć kartę pamięci z aparatu. Wyniosłam śmieci, a nawet nastroiłam gitarę.
Zeszłam na śniadanie.
***
Po powrocie do pokoju szybko przebrałam się w biało-czarny strój kąpielowy. Na niego założyłam dżinsowe spodenki z wysokim stanem i kremową koszulkę. Zabrałam telefon, cyfrówkę i portfel, bo w końcu nie wiedziałam co będziemy dokładnie robić.
Wyszłam przed hotel. Zobaczyłam Miley, Nate'a, Chad'a, Nicolę i Ryan'a z dość nietypowymi akcesoriami.
-Wolisz Rocky'ego czy Ruby - zapytał mnie Nate podchodząc z dwoma dmuchanymi delfinami.
-Nate, serio? - zapytałam ze zdziwieniem. - To jest ta wasza niespodzianka? - dodałam.
-Jane, ja Ci tu zadaję poważne pytanie. - odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
-A którego ty wolisz?
-Powiem szczerze ze zaprzyjaźniłem się z Rocky'm.
-No to wezmę Rocky'ego. - odpowiedziałam puszczając mu oczko.
-Zła kobieta - wręczył mi mojego delfinka.
-Jak dzieci - odparłam w drodze na plażę.
Szliśmy ponad dziesięć minut. Widząc miny przechodniów miałam ochotę dosłownie zapaść się pod ziemię. Nie ma to jak szóstka siedemnastolatków idzie przez miasto z dmuchanymi delfinami. Z kim ja się zadaje, pomyślałam.
Po chwili zobaczyłam już przepiękne wybrzeże.
-No i za chwilę będziemy na miejscu. - powiedział Nate.
-Nate, ale to nie jest czasem prywatna plaża? - wtrąciłam.
-Nic się nie martw Jane, wszystko załatwiłem. - odparł.
Dzień mijał dość szybko. Kiedy skończyliśmy surfować przez kilkanaście minut graliśmy w siatkówkę, później pływaliśmy z naszymi zabawkami (delfinami), wyglądało to przekomicznie. Następnie razem z Miley, Chad'em i Nate'm jeździliśmy na bananie. Nicola i Ryan zostali na brzegu. Kolejnym punktem niespodzianki były kajaki. Nicola i Chad zajęli pierwszy, Miley i Ryan drugi, a ja i Nate trzeci. Na początku ścigaliśmy się po wyznaczonej trasie, po czterech zwycięstwach Miley i Ryan'a daliśmy sobie spokój i pływaliśmy już tylko czysto rekreacyjnie. W między czasie rozmawiałam z Nate'm, ciągle mnie o wszystko wypytywał co z minuty na minutę stawało się coraz bardziej podejrzane. Po chwili to ja przejęłam pałeczkę zadawania pytań. Opowiadał mi o swoim ojcu, ciągłych przeprowadzkach i zmianach szkół. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo musiało, a w zasadzie jak bardzo jest mu ciężko. Nie wyobrażam sobie jakbym miała kilka razy w roku przeprowadzać się do innego miasta, zmieniać szkołę. Powiedział, że tak naprawdę nie ma przyjaciół. Całe dnie spędza na grze na perkusji. Musi naprawdę to kochać.
-Nie wiem jak wy, ale ja bym coś zjadła. -powiedziała Miley kiedy wychodziliśmy z kajaków.
-Może pizza? - zaproponował Ryan.
Wszyscy przytaknęli.
Po chwili byliśmy już w małej, przytulnej knajpce niedaleko plaży. Nate z Miley składali zamówienie, a my wspominaliśmy, co jeszcze kilkanaście minut temu wyrabialiśmy nad morzem.Dzisiejszy dzień w stu procentach zaliczam do udanych.
Do mojego pokoju wparowała Miley.
-Co ty tu robisz?! Jest szósta czterdzieści. - zawołałam lekko wkurzona.
-Chciałam Cię poinformować, że niespodzianka odwołana.. - powiedziała.
-Co, jak to?
-Nate jak zwykle wszystko zawalił. Obiecał, że załatwi bilety na imprezę na jachcie...
-Impreza na jachcie?! - zawołałam a moje oczy się zaświeciły - Co ja na siebie włożę - podeszłam do szafy.
-Jane, nie ma żadnej imprezy. Ja już spadam, musimy uratować dzisiejszy dzień. Spotykamy się o dziewiątej trzydzieści pod hotelem, weź ze sobą bikini. - powiedziała i wybiegła.
Bikini? A więc będzie plaża.
Wzięłam szybki prysznic i starannie wysuszyłam moje włosy. Założyłam koszulkę w paski i legginsy. Zadzwoniłam do Mary. Miałam nadzieję, że złapię ją jeszcze przed pracą i tak się stało. Moja "zastępcza matka" odebrała po trzech sygnałach. Rozmawiałyśmy ponad dwadzieścia minut. Głównie to ona zadawała pytania, ale udało mi się ją troszeczkę wypytać o Skye. Zostało mi jeszcze trochę czasu do śniadania, więc postanowiłam posprzątać moje lokum. Po raz pierwszy od dwóch tygodni pościeliłam łóżko. Oj nieładnie Jane, skarciłam się w myślach. Poskładałam ubrania i starannie ułożyłam je na półki w szafie. W końcu udało mi się znaleźć kartę pamięci z aparatu. Wyniosłam śmieci, a nawet nastroiłam gitarę.
Zeszłam na śniadanie.
***
Po powrocie do pokoju szybko przebrałam się w biało-czarny strój kąpielowy. Na niego założyłam dżinsowe spodenki z wysokim stanem i kremową koszulkę. Zabrałam telefon, cyfrówkę i portfel, bo w końcu nie wiedziałam co będziemy dokładnie robić.
-Wolisz Rocky'ego czy Ruby - zapytał mnie Nate podchodząc z dwoma dmuchanymi delfinami.
-Nate, serio? - zapytałam ze zdziwieniem. - To jest ta wasza niespodzianka? - dodałam.
-Jane, ja Ci tu zadaję poważne pytanie. - odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
-A którego ty wolisz?
-Powiem szczerze ze zaprzyjaźniłem się z Rocky'm.
-No to wezmę Rocky'ego. - odpowiedziałam puszczając mu oczko.
-Zła kobieta - wręczył mi mojego delfinka.
-Jak dzieci - odparłam w drodze na plażę.
Szliśmy ponad dziesięć minut. Widząc miny przechodniów miałam ochotę dosłownie zapaść się pod ziemię. Nie ma to jak szóstka siedemnastolatków idzie przez miasto z dmuchanymi delfinami. Z kim ja się zadaje, pomyślałam.
Po chwili zobaczyłam już przepiękne wybrzeże.
-No i za chwilę będziemy na miejscu. - powiedział Nate.
-Nate, ale to nie jest czasem prywatna plaża? - wtrąciłam.
-Nic się nie martw Jane, wszystko załatwiłem. - odparł.
-No i jesteśmy! - zawołała Miley odkrywając mi oczy. -Jak wam się podoba? - zapytała z zaciekawieniem.
-Jest...- zaniemówiłam, próbowałam ogarnąć wszystko wzrokiem ale byłam strasznie podekscytowana - Jest niesamowicie - powiedziałam przytulając Miley.
Sześć równo ułożonych obok siebie leżaków, duży kraciasty koc z koszykiem pełnym jedzenia starannie zasłonięty przed słońcem przez dwa parasole.
-No to od czego zaczynamy? - zapytał Nate.
-A co masz do zaoferowania? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Nicola, w czasie gdy Chad z Ryan'em dobierali się do koszyka.
-Wszystko co można robić nad morzem. Pływanie, jazda na desce, windsurfing, przejażdżka na bananie, a wieczorem kajaki. - wyrecytowała na jednym tchu.
-Nie jest to impreza na jachcie ale może być fajnie - powiedziałam podchodząc do desek surfingowych. - Tylko nie wiem jak to działa - wskazałam palcem na jedną.
-Pokażę Ci - powiedział Nate, po czym wszyscy wybrali deski i pobiegli do wody.
Nauka szła mi dość mozolnie. Zanim zaliczyłam swoją pierwszą falę, dokładnie dwadzieścia siedem razy wylądowałam w wodzie. Nate zamiast mnie ratować głośno się śmiał. Nie wspominam już o Miley, która całkowicie mnie olała i surfowała z Ryan'em i Chad'em. Nicola zaś podobnie jak ja, na początku korzystała z lekcji Nate'a, niestety po kilku upadkach zrezygnowała i pływała na desce na brzuchu niedaleko nas.Dzień mijał dość szybko. Kiedy skończyliśmy surfować przez kilkanaście minut graliśmy w siatkówkę, później pływaliśmy z naszymi zabawkami (delfinami), wyglądało to przekomicznie. Następnie razem z Miley, Chad'em i Nate'm jeździliśmy na bananie. Nicola i Ryan zostali na brzegu. Kolejnym punktem niespodzianki były kajaki. Nicola i Chad zajęli pierwszy, Miley i Ryan drugi, a ja i Nate trzeci. Na początku ścigaliśmy się po wyznaczonej trasie, po czterech zwycięstwach Miley i Ryan'a daliśmy sobie spokój i pływaliśmy już tylko czysto rekreacyjnie. W między czasie rozmawiałam z Nate'm, ciągle mnie o wszystko wypytywał co z minuty na minutę stawało się coraz bardziej podejrzane. Po chwili to ja przejęłam pałeczkę zadawania pytań. Opowiadał mi o swoim ojcu, ciągłych przeprowadzkach i zmianach szkół. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo musiało, a w zasadzie jak bardzo jest mu ciężko. Nie wyobrażam sobie jakbym miała kilka razy w roku przeprowadzać się do innego miasta, zmieniać szkołę. Powiedział, że tak naprawdę nie ma przyjaciół. Całe dnie spędza na grze na perkusji. Musi naprawdę to kochać.
-Nie wiem jak wy, ale ja bym coś zjadła. -powiedziała Miley kiedy wychodziliśmy z kajaków.
-Może pizza? - zaproponował Ryan.
Wszyscy przytaknęli.
Po chwili byliśmy już w małej, przytulnej knajpce niedaleko plaży. Nate z Miley składali zamówienie, a my wspominaliśmy, co jeszcze kilkanaście minut temu wyrabialiśmy nad morzem.Dzisiejszy dzień w stu procentach zaliczam do udanych.
2 sierpnia 2013
8. "W życiu piękne są tylko chwile".
27 lipca
Minęło kilka dni od felernego upadku. Mary i Ben o wszystkim się dowiedzieli, z czego nie do końca jestem zadowolona. No i jeszcze ten pobyt w szpitalu,który przypomniał mi o mamie i o ostatnich kilku latach. To nie był dobry czas. A szpital był jego nieodłączną częścią. Spędzałam całe dnie i noce przy łóżku matki. Ale przynajmniej należycie się z nią pożegnałam.
Wracając do tematu obozu. Dzisiaj spędziliśmy dobre pięć godzin w studio. Nie poszły na marne, bo nagraliśmy dwie nowe piosenki. Dzięki temu jutro mamy "wolne". Dzień bez zajęć, prób itp. Miley i Nate obmyślają plan jutrzejszego dnia. Powiedzieli że będzie najlepszym z całego obozu. Ciekawe co wymyślą :)
A jeśli chodzi o Miley to umówiłyśmy się dzisiaj na miasto. Spędzimy razem popołudnie, pogadamy, zjemy coś dobrego. W tym roku w ogóle nie mamy dla siebie czasu, z czego nie do końca jestem zadowolona.
Pisanie przerwało mi energiczne pukanie do drzwi. Schowałam pamiętnik do szuflady.
-Proszę! - zawołałam.
Do pokoju wpadła Miley głośno trzaskając drzwiami.
-Uuups. Ale masz tu przeciąg. - narzekała.
-A to ty już jesteś? - zapytałam zdezorientowana.
-Noo. O ile się nie mylę umówiłyśmy się o siedemnastej, a jest - przerwała i spojrzała na zegarek znajdujący się na jej lewej ręce - dokładnie siedemnasta dziewięć. Więc tak jakby się spóźniłam. - dodała siadając obok mnie na łóżku.
-Dasz mi chwilkę na ogarnięcie się? - zapytałam błagalnie.
-Ale tylko chwilkę - zgodziła się.
Pobiegłam do szafy po jakieś świeże ciuchy. Wzięłam białą koszulkę, spódnice w kwiaty z grubym, brązowym paskiem na górze i moje ulubione czarne baleriny. Zamknęłam się w łazience i weszłam do kabiny prysznicowej. Moja towarzyszka w tym czasie brzdąkała na jednym z moich Gibson'ów, który zabrałam ze sobą na obóz.
Po pięciu minutach byłam już gotowa. Miley stała wpatrując się we mnie jak wryta.
-Taaa dam! - zawołałam widząc jej zdziwienie.
-Wow! - krzyknęła - koszulka, spódniczka, baleriny i te włosy. Nie dziwię się, że Nate na Ciebie leci - powiedziała.
-Znowu zaczynasz z tym Nate'm? Ciągle tylko Nate to, Nate tamto. Podoba Ci się czy coś? - zapytałam lekko wkurzona.
-Jane, ja mam chłopka! Zapomniałaś?
-A no racja. - potwierdziłam - Nie widziałaś gdzieś mojej torby - zapytałam
Miley zaczęła rozglądać się po pokoju.
-W takim syfie trudno nam będzie ją znaleźć - odparła i zaczęła zrzucać moje ubrania z fotela. - Mam! - zawołała po chwili i wręczyła mi ją do ręki.
Wrzuciłam do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy- telefon, portfel, aparat, chusteczki, miętowe gumy i błyszczyk.
-Możemy iść. - powiedziałam i zamknęłam pokój na klucz.
***
Byłyśmy już w jednej z knajpek nad morzem. Miley stała przy barze i zamawiała dla nas szejki. Ja zaś zajęłam stolik. Po chwili wróciła moja towarzyszka i wręczyła mi do ręki napój.
-To co z tym jutrem? Wymyśliliście coś sensownego? - zapytałam po czym spróbowałam szejka.
-Owszem - odparła i zrobiła to samo.
-A co ty taka tajemnicza? Może powiesz coś więcej? - kontynuowałam
-Nie rozwalaj naszej niespodzianki.
-No Miley! Zlituj się - poprosiłam
-Mogę Ci jedynie powiedzieć, że po śniadaniu porywamy was gdzieś z Nate'm.
-Naprawdę dużo mi to dało - odpowiedziałam marszcząc brwi.
-No co mam Ci powiedzieć? Wszystko zależy od tego, co Nate'owi uda się załatwić.
-A no zapomniałam, że on ma wszędzie wtyki. - odparłam odkładając napój.
Po kilkunastu minutach udałyśmy się na mecz bejsbolu. Mimo zaciętej walki wygrali gospodarze. Około dwudziestej pierwszej wróciłyśmy do hotelu. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka, by należycie odpocząć przed jutrem.
---
Informacja.
Wszyscy którzy chcą być informowani o nowych rozdziałach proszeni są o wpisanie się w zakładce "Informowani". Dziękuje :)
Czytasz=komentujesz
Minęło kilka dni od felernego upadku. Mary i Ben o wszystkim się dowiedzieli, z czego nie do końca jestem zadowolona. No i jeszcze ten pobyt w szpitalu,który przypomniał mi o mamie i o ostatnich kilku latach. To nie był dobry czas. A szpital był jego nieodłączną częścią. Spędzałam całe dnie i noce przy łóżku matki. Ale przynajmniej należycie się z nią pożegnałam.
Wracając do tematu obozu. Dzisiaj spędziliśmy dobre pięć godzin w studio. Nie poszły na marne, bo nagraliśmy dwie nowe piosenki. Dzięki temu jutro mamy "wolne". Dzień bez zajęć, prób itp. Miley i Nate obmyślają plan jutrzejszego dnia. Powiedzieli że będzie najlepszym z całego obozu. Ciekawe co wymyślą :)
A jeśli chodzi o Miley to umówiłyśmy się dzisiaj na miasto. Spędzimy razem popołudnie, pogadamy, zjemy coś dobrego. W tym roku w ogóle nie mamy dla siebie czasu, z czego nie do końca jestem zadowolona.
Pisanie przerwało mi energiczne pukanie do drzwi. Schowałam pamiętnik do szuflady.
-Proszę! - zawołałam.
Do pokoju wpadła Miley głośno trzaskając drzwiami.
-Uuups. Ale masz tu przeciąg. - narzekała.
-A to ty już jesteś? - zapytałam zdezorientowana.
-Noo. O ile się nie mylę umówiłyśmy się o siedemnastej, a jest - przerwała i spojrzała na zegarek znajdujący się na jej lewej ręce - dokładnie siedemnasta dziewięć. Więc tak jakby się spóźniłam. - dodała siadając obok mnie na łóżku.
-Dasz mi chwilkę na ogarnięcie się? - zapytałam błagalnie.
-Ale tylko chwilkę - zgodziła się.
Pobiegłam do szafy po jakieś świeże ciuchy. Wzięłam białą koszulkę, spódnice w kwiaty z grubym, brązowym paskiem na górze i moje ulubione czarne baleriny. Zamknęłam się w łazience i weszłam do kabiny prysznicowej. Moja towarzyszka w tym czasie brzdąkała na jednym z moich Gibson'ów, który zabrałam ze sobą na obóz.
Po pięciu minutach byłam już gotowa. Miley stała wpatrując się we mnie jak wryta.
-Taaa dam! - zawołałam widząc jej zdziwienie.
-Wow! - krzyknęła - koszulka, spódniczka, baleriny i te włosy. Nie dziwię się, że Nate na Ciebie leci - powiedziała.
-Znowu zaczynasz z tym Nate'm? Ciągle tylko Nate to, Nate tamto. Podoba Ci się czy coś? - zapytałam lekko wkurzona.
-Jane, ja mam chłopka! Zapomniałaś?
-A no racja. - potwierdziłam - Nie widziałaś gdzieś mojej torby - zapytałam
Miley zaczęła rozglądać się po pokoju.
-W takim syfie trudno nam będzie ją znaleźć - odparła i zaczęła zrzucać moje ubrania z fotela. - Mam! - zawołała po chwili i wręczyła mi ją do ręki.
Wrzuciłam do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy- telefon, portfel, aparat, chusteczki, miętowe gumy i błyszczyk.
-Możemy iść. - powiedziałam i zamknęłam pokój na klucz.
***
Byłyśmy już w jednej z knajpek nad morzem. Miley stała przy barze i zamawiała dla nas szejki. Ja zaś zajęłam stolik. Po chwili wróciła moja towarzyszka i wręczyła mi do ręki napój.
-To co z tym jutrem? Wymyśliliście coś sensownego? - zapytałam po czym spróbowałam szejka.
-Owszem - odparła i zrobiła to samo.
-A co ty taka tajemnicza? Może powiesz coś więcej? - kontynuowałam
-Nie rozwalaj naszej niespodzianki.
-No Miley! Zlituj się - poprosiłam
-Mogę Ci jedynie powiedzieć, że po śniadaniu porywamy was gdzieś z Nate'm.
-Naprawdę dużo mi to dało - odpowiedziałam marszcząc brwi.
-No co mam Ci powiedzieć? Wszystko zależy od tego, co Nate'owi uda się załatwić.
-A no zapomniałam, że on ma wszędzie wtyki. - odparłam odkładając napój.
Po kilkunastu minutach udałyśmy się na mecz bejsbolu. Mimo zaciętej walki wygrali gospodarze. Około dwudziestej pierwszej wróciłyśmy do hotelu. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka, by należycie odpocząć przed jutrem.
---
Informacja.
Wszyscy którzy chcą być informowani o nowych rozdziałach proszeni są o wpisanie się w zakładce "Informowani". Dziękuje :)
Czytasz=komentujesz
30 lipca 2013
7. A w nocy, patrząc pustymi oczami w sufit każdy z nas jest poetą swojego życia.
22 lipca
Było kilka minut po drugiej w nocy. Leżałam na izbie przyjęć w jednym ze szpitali w Miami. Obok mojego tymczasowego "łóżka" siedziała Miley i Nate. Natomiast zdenerwowany instruktor (można powiedzieć że taki jakby wychowawca mojej grupy) spacerował po sali ciągle przeganiany przez pielęgniarki. Nagle usłyszałam głośne wycie karetki. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę wjeżdżającego na salę młodego mężczyznę, który mocno krwawił ale był przytomny. Majaczył coś o miłości swojego życia, którą właśnie rozwalił. Lekarz, który mnie przyjmował ostro dyskutował z pielęgniarką na temat poszkodowanego.
-Cholerni motocykliści. Na salę operacyjną z nim! - zawołał lekarz i podszedł w moją stronę.
Nate widząc moje zdenerwowanie całą tą sytuacją chwycił mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze - powiedział do mnie chłopak.
-I co z nią doktorze? - zapytał instruktor?
-Spokojnie, spokojnie. Mam wyniki. - powiedział - Lekki wstrząs mózgu spowodowany uderzeniem. Zostaniesz na obserwacji do rana. - dokończył.
-Czyli to nic poważnego? - wtrąciła się Miley.
-To powiedzą najbliższe godziny. Nie jestem w stanie określić jak silny był upadek, ale bądźmy dobrej myśli. - powiedział i uśmiechnął się w moją stronę. - A jeśli chodzi o plecy to szykuj się na dużego siniaka. Można wiedzieć kto Cię tak urządził? - zapytał lekarz.
-A taki jeden głupi kolega - odparłam.
Wzrok doktora powędrował w stronę wystraszonego Nate'a, który pokiwał przecząco głową na znak, że to nie on.
-A państwu już dziękujemy - doktor skierował się w stronę Miley i instruktora. Twój chłopak może jeszcze chwilę posiedzieć.
Puściłam rękę Nate'a
-Ale my nie jesteśmy ra.. - mówiłam
-Tak, tak wiem. Słyszałem to nie raz. Za chwilę przyjdzie pielęgniarka, która przewiezie Cię do innej sali. Spokojnej nocy. - powiedział i wyszedł.
Było tak jak mówił lekarz. Po kilku minutach byłam już w dużej szpitalnej sali. Znajdowało się w niej pięć łóżek. Na szczęście pozostałe cztery były wolne.
-Wygodnie Ci? - zapytała pielęgniarka poprawiając mi poduszkę.
-Tak, dziękuję - odpowiedziałam.
-Proszę nie siedzieć za długo, to nie pora na odwiedziny - zakomunikowała i wyszła na korytarz.
-Mógłby pan nie informować o tym moich rodzi... - przerwałam - Mary i Ben'a? Nie chce żeby niepotrzebnie się martwili. - powiedziałam.
-Porozmawiamy rano. Miley, Nate zbierajcie się, wracamy do hotelu zanim nas stąd wywalą - mówił instruktor.
Miley jak miała w zwyczaju mocno mnie przytuliła i pocałowała w policzek. Kiedy stali już w drzwiach oboje pomachali mi na dobranoc i życzyli słodkich snów. Po chwili zniknęli.
Dobrze wiedziałam że dzisiaj już nie zasnę. Byłam zdezorientowana, strasznie bolała mnie głowa, przeraziłam się całą tą sytuacją. Patrząc w sufit zaczęłam całonocną walkę z myślami.
***
Dziesiąta rano. Od godziny byłam już w hotelu. Zdążyłam wziąć prysznic, przebrać się w wygodny dres i zjeść coś pożywnego. Nie musiałam iść na zajęcia, miałam odpoczywać więc tak też zrobiłam. Położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Zerknęłam na zegarek była 17. O cholera aż tak długo spałam?!
-Proszę! - zawołałam i zaczęłam poprawiać poszarpane włosy.
Nikt nie wszedł. Może to jakaś pomyłka, pomyślałam i z powrotem położyłam się na łóżku. Po chwili znowu ktoś zaczął pukać. Tym razem pofatygowałam się żeby otworzyć tajemniczemu przybyszowi. Nikogo nie zastałam. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Totalna pustka. Wyszłam na korytarz i potknęłam się, o mało nie lądując na ziemi. Zerknęłam na podłogę i ujrzałam mały bukiecik czerwonych róż i brązowe pudełeczko z różową wstążką. Wróciłam do pokoju i zaczęłam poszukiwać jakiegoś liściku w kwiatkach. Bingo! Obróciłam karteczkę na drugą stronę i powoli przeczytałam zamieszczony tam tekst:
"Przepraszam, Matt ."
Ooooo.. Jakie to słodkie. Przyłożyłam róże do twarzy i powąchałam je.
Następnie zabrałam się za pudełko. Zdjęłam wstążkę i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się nowiutki smartfon. Musiał kosztować fortunę, pomyślałam.
Było kilka minut po drugiej w nocy. Leżałam na izbie przyjęć w jednym ze szpitali w Miami. Obok mojego tymczasowego "łóżka" siedziała Miley i Nate. Natomiast zdenerwowany instruktor (można powiedzieć że taki jakby wychowawca mojej grupy) spacerował po sali ciągle przeganiany przez pielęgniarki. Nagle usłyszałam głośne wycie karetki. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę wjeżdżającego na salę młodego mężczyznę, który mocno krwawił ale był przytomny. Majaczył coś o miłości swojego życia, którą właśnie rozwalił. Lekarz, który mnie przyjmował ostro dyskutował z pielęgniarką na temat poszkodowanego.
-Cholerni motocykliści. Na salę operacyjną z nim! - zawołał lekarz i podszedł w moją stronę.
Nate widząc moje zdenerwowanie całą tą sytuacją chwycił mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze - powiedział do mnie chłopak.
-I co z nią doktorze? - zapytał instruktor?
-Spokojnie, spokojnie. Mam wyniki. - powiedział - Lekki wstrząs mózgu spowodowany uderzeniem. Zostaniesz na obserwacji do rana. - dokończył.
-Czyli to nic poważnego? - wtrąciła się Miley.
-To powiedzą najbliższe godziny. Nie jestem w stanie określić jak silny był upadek, ale bądźmy dobrej myśli. - powiedział i uśmiechnął się w moją stronę. - A jeśli chodzi o plecy to szykuj się na dużego siniaka. Można wiedzieć kto Cię tak urządził? - zapytał lekarz.
-A taki jeden głupi kolega - odparłam.
Wzrok doktora powędrował w stronę wystraszonego Nate'a, który pokiwał przecząco głową na znak, że to nie on.
-A państwu już dziękujemy - doktor skierował się w stronę Miley i instruktora. Twój chłopak może jeszcze chwilę posiedzieć.
Puściłam rękę Nate'a
-Ale my nie jesteśmy ra.. - mówiłam
-Tak, tak wiem. Słyszałem to nie raz. Za chwilę przyjdzie pielęgniarka, która przewiezie Cię do innej sali. Spokojnej nocy. - powiedział i wyszedł.
Było tak jak mówił lekarz. Po kilku minutach byłam już w dużej szpitalnej sali. Znajdowało się w niej pięć łóżek. Na szczęście pozostałe cztery były wolne.
-Wygodnie Ci? - zapytała pielęgniarka poprawiając mi poduszkę.
-Tak, dziękuję - odpowiedziałam.
-Proszę nie siedzieć za długo, to nie pora na odwiedziny - zakomunikowała i wyszła na korytarz.
-Mógłby pan nie informować o tym moich rodzi... - przerwałam - Mary i Ben'a? Nie chce żeby niepotrzebnie się martwili. - powiedziałam.
-Porozmawiamy rano. Miley, Nate zbierajcie się, wracamy do hotelu zanim nas stąd wywalą - mówił instruktor.
Miley jak miała w zwyczaju mocno mnie przytuliła i pocałowała w policzek. Kiedy stali już w drzwiach oboje pomachali mi na dobranoc i życzyli słodkich snów. Po chwili zniknęli.
Dobrze wiedziałam że dzisiaj już nie zasnę. Byłam zdezorientowana, strasznie bolała mnie głowa, przeraziłam się całą tą sytuacją. Patrząc w sufit zaczęłam całonocną walkę z myślami.
***
Dziesiąta rano. Od godziny byłam już w hotelu. Zdążyłam wziąć prysznic, przebrać się w wygodny dres i zjeść coś pożywnego. Nie musiałam iść na zajęcia, miałam odpoczywać więc tak też zrobiłam. Położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Zerknęłam na zegarek była 17. O cholera aż tak długo spałam?!
-Proszę! - zawołałam i zaczęłam poprawiać poszarpane włosy.
Nikt nie wszedł. Może to jakaś pomyłka, pomyślałam i z powrotem położyłam się na łóżku. Po chwili znowu ktoś zaczął pukać. Tym razem pofatygowałam się żeby otworzyć tajemniczemu przybyszowi. Nikogo nie zastałam. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Totalna pustka. Wyszłam na korytarz i potknęłam się, o mało nie lądując na ziemi. Zerknęłam na podłogę i ujrzałam mały bukiecik czerwonych róż i brązowe pudełeczko z różową wstążką. Wróciłam do pokoju i zaczęłam poszukiwać jakiegoś liściku w kwiatkach. Bingo! Obróciłam karteczkę na drugą stronę i powoli przeczytałam zamieszczony tam tekst:
"Przepraszam, Matt ."
Ooooo.. Jakie to słodkie. Przyłożyłam róże do twarzy i powąchałam je.
Następnie zabrałam się za pudełko. Zdjęłam wstążkę i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się nowiutki smartfon. Musiał kosztować fortunę, pomyślałam.
27 lipca 2013
6. Życie to nie bajka, to taka mała wojna, duża przepychanka.
21 lipca
Obudził mnie straszny ból głowy. Powoli otworzyłam oczy aby po sekundzie je zamknąć przez rażące światło dobiegające z okna. Przewróciłam się na prawy bok i uderzyłam łokciem w coś twardego. Co jest do cholery?! Otworzyłam oczy i ujrzałam ogromną ilość blond włosów. Po chwili zdałam sobie sprawę że uderzyłam w plecy Nicoli. Tak, spałam z Nicolą w o ile pamiętam łóżku Chad'a. Podniosłam głowę i powoli zsunęłam się z łóżka na podłogę.
Strasznie chciało mi się pić i kręciło mi się w głowie. Ewidentnie miałam kaca. Ostatnim razem czułam się tak po siedemnastych urodzinach Mike'a. A i jeszcze coś, tak jak poprzednio nie pamiętałam nic z poprzedniej nocy. Wielka czarna plama. Nie wiedziałam jak znalazłam się w łóżku Chad'a i to jeszcze z pewną blondynką. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, Wszędzie było pełno pustych puszek po piwie, kilka butelek po wódce i coli. Na podłodze leżał rozgnieciony pop corn i chipsy a na stole kawałki pizzy. Tylko jakoś nie przypominam sobie żebyśmy jedli pizzę.
W pokoju były trzy jednoosobowe łóżka. Na jednym smacznie spała Nicola, która właśnie przewróciła się na plecy. Drugie zajęli Ryan, Miley i Ally. Ryan spał plecami do dziewczyn, przyciśnięty do ściany. To zasługa Miley, która zajęła ponad połowę łóżka. No i Ally zwinięta w kłębek na kraju łóżka. Wyglądali słodko. Na trzecim był Jake i Chad, który spał na siedząco na podłodze z głową opartą o bok łóżka. Nate zajął fotel. Musiało mu być strasznie nie wygodnie bo do tych "małych i chudych" nie należał.
Wstałam i zaczęłam szukać swojej torebki i komórki. Torbę znalazłam pod stolikiem a komórka leżała na półce. Przed wyjściem zrobiłam jeszcze po pamiątkowym zdjęciu moim śpiochom. Wcale nie muszą o tym wiedzieć.
Po powrocie do własnego pokoju od razu wzięłam orzeźwiający prysznic. Ubrałam dżinsowe spodenki i białą koszulkę. Wysuszyłam włosy i zeszłam na stołówkę po kawę, która miałam nadzieję postawi mnie na nogi. Zabrałam moją zdobycz i udałam się z nią na taras przed ośrodkiem.
Usiadłam na jednym z wiklinowych krzeseł. Na zewnątrz panował straszny upał, było ponad 35 stopni. Postanowiłam napisać sms’a do Mary aby poinformować ją że zostaję tutaj tydzień dłużej (obóz oficjalnie został przedłużony).
Po kilku minutach dostrzegł mnie Matt (byliśmy w jednej grupie).
-Jane, chodź do nas! – zawołał z basenu.
-Nie mam założonego stroju. – odpowiedziałam.
-Chodź, pogadamy. Nie będziesz tak sama siedzieć. – nie dawał za wygraną.
Podeszłam do prostokątnego, wkopanego basenu. Miał około pięć metrów długości, no może troszeczkę więcej. Usiadłam na brzegu i zamoczyłam w nim nogi. Mimo upału woda była zimna. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Skoczę po coś do picia. – zaproponował Matt i znikł w drzwiach hotelu.
Rozpoczęłam krótką rozmowę z Taylor i Kevin’em. Po chwili wrócił Matt z butelką smakowej wody, kartonem soku i kilkoma plastikowymi kubkami. Położył je na murku i wziął mnie na ręce.
-Matt, Matt!! Co ty robisz?! Nie wrzuc.. – nie zdążyłam dokończyć bo wylądowałam w basenie. Uderzyłam głową i plecami o dno. Poczułam straszny ból. Po chwili wypłynęłam. Matt i Kevin głośno się śmiali a następnie przybili piątkę.
Powoli wspinałam się po drabince aby wyjść.
-Głupek – bąknęłam idąc w stronę ośrodka. Weszłam do środka. O mało nie poślizgnęłam się na mokrych kafelkach. Byłam cała przemoczona. Ciągle kapała ze mnie woda. Nie zwracając na to uwagi udałam się na piętro. Minęłam rozbawionego moim wyglądem Nate’a.
-Nic nie mów. – odparłam i zagroziłam palcem.
Kiedy byłam już w pokoju zaczęłam zdejmować mokre ubrania: koszulka, stanik, spodenki.. Nagle z kieszeni wypadła moja zalana komórka.
-Matt już nie żyjesz. – powiedziałam pod nosem.
Obudził mnie straszny ból głowy. Powoli otworzyłam oczy aby po sekundzie je zamknąć przez rażące światło dobiegające z okna. Przewróciłam się na prawy bok i uderzyłam łokciem w coś twardego. Co jest do cholery?! Otworzyłam oczy i ujrzałam ogromną ilość blond włosów. Po chwili zdałam sobie sprawę że uderzyłam w plecy Nicoli. Tak, spałam z Nicolą w o ile pamiętam łóżku Chad'a. Podniosłam głowę i powoli zsunęłam się z łóżka na podłogę.
Strasznie chciało mi się pić i kręciło mi się w głowie. Ewidentnie miałam kaca. Ostatnim razem czułam się tak po siedemnastych urodzinach Mike'a. A i jeszcze coś, tak jak poprzednio nie pamiętałam nic z poprzedniej nocy. Wielka czarna plama. Nie wiedziałam jak znalazłam się w łóżku Chad'a i to jeszcze z pewną blondynką. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, Wszędzie było pełno pustych puszek po piwie, kilka butelek po wódce i coli. Na podłodze leżał rozgnieciony pop corn i chipsy a na stole kawałki pizzy. Tylko jakoś nie przypominam sobie żebyśmy jedli pizzę.
W pokoju były trzy jednoosobowe łóżka. Na jednym smacznie spała Nicola, która właśnie przewróciła się na plecy. Drugie zajęli Ryan, Miley i Ally. Ryan spał plecami do dziewczyn, przyciśnięty do ściany. To zasługa Miley, która zajęła ponad połowę łóżka. No i Ally zwinięta w kłębek na kraju łóżka. Wyglądali słodko. Na trzecim był Jake i Chad, który spał na siedząco na podłodze z głową opartą o bok łóżka. Nate zajął fotel. Musiało mu być strasznie nie wygodnie bo do tych "małych i chudych" nie należał.
Wstałam i zaczęłam szukać swojej torebki i komórki. Torbę znalazłam pod stolikiem a komórka leżała na półce. Przed wyjściem zrobiłam jeszcze po pamiątkowym zdjęciu moim śpiochom. Wcale nie muszą o tym wiedzieć.
Po powrocie do własnego pokoju od razu wzięłam orzeźwiający prysznic. Ubrałam dżinsowe spodenki i białą koszulkę. Wysuszyłam włosy i zeszłam na stołówkę po kawę, która miałam nadzieję postawi mnie na nogi. Zabrałam moją zdobycz i udałam się z nią na taras przed ośrodkiem.
Usiadłam na jednym z wiklinowych krzeseł. Na zewnątrz panował straszny upał, było ponad 35 stopni. Postanowiłam napisać sms’a do Mary aby poinformować ją że zostaję tutaj tydzień dłużej (obóz oficjalnie został przedłużony).
"Przebłagaliśmy
instruktorów, zostaje do trzeciego sierpnia. Tęsknie, J."
Wiedziałam że nie ma najmniejszego
sensu do niej dzwonić bo pewnie jest w pracy. Wysłałam więc krótką wiadomość.
Większość obozowiczów to
gorące przedpołudnie spędzało na plaży, w parku czy w hotelowym basenie. Byli
też tacy, którzy leczyli kaca. Swoją drogą, ciekawe czy moi imprezowicze już
wstali?Po kilku minutach dostrzegł mnie Matt (byliśmy w jednej grupie).
-Jane, chodź do nas! – zawołał z basenu.
-Nie mam założonego stroju. – odpowiedziałam.
-Chodź, pogadamy. Nie będziesz tak sama siedzieć. – nie dawał za wygraną.
Podeszłam do prostokątnego, wkopanego basenu. Miał około pięć metrów długości, no może troszeczkę więcej. Usiadłam na brzegu i zamoczyłam w nim nogi. Mimo upału woda była zimna. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Skoczę po coś do picia. – zaproponował Matt i znikł w drzwiach hotelu.
Rozpoczęłam krótką rozmowę z Taylor i Kevin’em. Po chwili wrócił Matt z butelką smakowej wody, kartonem soku i kilkoma plastikowymi kubkami. Położył je na murku i wziął mnie na ręce.
-Matt, Matt!! Co ty robisz?! Nie wrzuc.. – nie zdążyłam dokończyć bo wylądowałam w basenie. Uderzyłam głową i plecami o dno. Poczułam straszny ból. Po chwili wypłynęłam. Matt i Kevin głośno się śmiali a następnie przybili piątkę.
Powoli wspinałam się po drabince aby wyjść.
-Głupek – bąknęłam idąc w stronę ośrodka. Weszłam do środka. O mało nie poślizgnęłam się na mokrych kafelkach. Byłam cała przemoczona. Ciągle kapała ze mnie woda. Nie zwracając na to uwagi udałam się na piętro. Minęłam rozbawionego moim wyglądem Nate’a.
-Nic nie mów. – odparłam i zagroziłam palcem.
Kiedy byłam już w pokoju zaczęłam zdejmować mokre ubrania: koszulka, stanik, spodenki.. Nagle z kieszeni wypadła moja zalana komórka.
-Matt już nie żyjesz. – powiedziałam pod nosem.
---
Napadła mnie wena i oto jest szósty rozdział :)
Niestety nie mam pomysłu na kolejny..
Zapraszam wszystkich do komentowania. Piszcie co Was się podoba, a co nie oraz co chcielibyście w kolejnych rozdziałach. :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)