24 czerwca 2013

1. Jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno grzebać w pamięci.



 12 lipca

Obudziły mnie głośne dźwięki niosące się po całym domu. Powoli otworzyłam oczy nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje. Nienawidziłam wcześnie wstawać. Byłam śpiochem w pełnym tego słowa znaczeniu.
-Jane! Wstawaj! – zawołała wesoło Amy.
Amy była opiekunką Skye i Lily. Miała krótkie blond włosy, duże, niebieskie oczy i pełne usta. Choć tak naprawdę znałam ją od niedawna, z czystym sumieniem mogę powiedzieć że była najmilszą osobą jaką w życiu spotkałam.
-Jane, dwadzieścia po siódmej! – krzyknęła lekko zdenerwowana.
-Wstaję! – zawołałam po czym pobiegłam do łazienki.
Mój pokój niczym nie różnił się od pokoju przeciętnej nastolatki. Dominował w nim kremowy i brązowy kolor. Od razu po wejściu można było zauważyć kremowy dywan rozłożony na środku pokoju, który świetnie komponował się z ciemną, drewnianą podłogą. Jego atutem była duża, czarna skórzana kanapa, na której uwielbiałam wylegiwać się oglądając telewizję. Uwagę przykuwała duża szafa z lustrem, która znajdowała się naprzeciw łóżka. Tuż obok wisiało kilka małych półek z książkami. Dużą role odgrywały dodatki. Nie brakowało wazoników z kwiatkami, plakatów czy świeczek. Pokój miał własna łazienkę i balkon z widokiem na jedną z najpopularniejszych plaż w L A .
Schodząc po schodach czułam cudowny zapach domowych naleśników Amy, których byłam totalną zwolenniczką.
-No jesteś wreszcie – odparła nakładając mi na niebieski talerz naleśnika z czekoladą.
-Dzień dobry -  powiedział Ben odkładając na blat gazetę.
Ben Weston był dobrym przyjacielem mojej matki. Po jej śmierci razem ze swoją żoną Mary zaadoptował mnie i Skye. "Zaadoptował' nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. Nigdy nawet nie pomyślałabym że stracę oboje rodziców, stanę się zwykłą sierotą bez dachu nad głową. Prawdę mówiąc oprócz Skye nie mam już nikogo bliskiego. Wracając do tematu – Weston’owie maja przeuroczą czteroletnią córeczkę Lily, która znakomicie dogaduje się z moją sześcioletnią siostrą Skye.
- Cześć – bąknęłam włączając telewizor na jednym z kilkunastu kanałów muzycznych, leciała najnowsza piosenka Rihanny. – Ujdzie, pomyślałam.
- Kurier przyniósł pocztę – powiedziała Mary wchodząc do kuchni z różnymi papierami. Nagle zatrzymała się obok mnie. – A to dla Ciebie – powiedziała kładąc przede mną  kolorową ulotkę.
- Akademia Sztuki ? – zapytałam przewracając ulotkę na drugą stronę.
- Masz czas na zapisanie się do końca sierpnia. Rok szkolny zaczyna się jakoś w połowie października. Wszystko tam pisze. – odparła nalewając sobie kawę. – Twoja mama zawsze chciała żebyś tam chodziła. – dodała.
- I mam tak po prostu wszystko rzucić, tylko po to żeby chodzić do jakieś cholernej Akademii Sztuki? Mam zostawić szkołę, wszystkich znajomych, przyjaciół, Skye...
- Jane, uspokój się. Nic na siłę. - próbował załagodzić całą sprawę Ben.
- My tylko uważamy że masz ogromny talent i powinnaś spróbować. - powiedziała Mary.
- Nie masz nic do stracenia. - zakończył Ben.
Szczerze? Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. To prawda, kochałam grę na gitarze, towarzyszyła mi od dziecka. Gdy miałam osiem lat dostałam od taty moją pierwszą gitarę, rok później na zakończenie roku szkolnego grałam "November Rain" Guns'ów. Ale akademia sztuki? To za wiele, szczególnie po śmierci rodziców. Jeszcze bardziej mi ona o nich przypominała. O ojcu, który zginął w wypadku sześć lat temu. O matce, która przegrała długą walkę z rakiem. Gitara to nie jest to co chce robić w przyszłości. Chce iść na prawo, chce zostać najlepszym prawnikiem, znaleźć tego, który zabił mi ojca i wsadzić go do więzienia na długie lata.
- I co zastanowisz się? - wyrwała mnie z przemyśleń Amy.
- A mam inny wybór?  - zapytałam.
- Nie - odpowiedzieli chórem.
- Zmykaj się pakować, jutro rano musisz być w Miami. Ben zawiezie Cię na lotnisko. - powiedziała Mary.
Zeskoczyłam z kuchennego krzesła i udałam się w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. Zatrzymała mnie Mary.
- Zapomniałaś ulotki - odparła i wręczyła mi ją do ręki.
Włożyłam ją do tylnej kieszeni spodni i poszłam na górę.
***
Dochodziła 17, siedziałam w samochodzie. Ben pakował moje rzeczy. Chciałam być już na miejscu. Chciałam przytulić się do mojej przyjaciółki Miley, którą poznałam rok temu na obozie. Chciałam jej o wszystkim opowiedzieć, bo przecież tyle się wydarzyło.

--------------------
No i jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję że nie jest źle .
Czytasz=komentuj .

4 komentarze:

  1. Jak na początek jest całkiem nieźle :)
    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie jest źle ! Wręcz przeciwnie! Świetnie!

    Akcja jeszcze si# zapewne rozwinie także poinformuj mnie o nowym rozdziale :)

    Zapraszam do siebie http://itsyourend.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyta się lekko i przyjemnie, więc na pewno przeczytam następne rozdziały. :) Zaletą jest długość części, która nie zanudza.

    Mały błąd: "pisze" - "jest napisane" :P To tak z przyzwyczajenia! Polonistka przypomina o tym za każdym razem.

    Mam nadzieję, że przeczytasz także moje opowiadanie. http://cos-dla-romantyczek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń